Wilki z Wyżyn - Okładka książki

Wilki z Wyżyn

Ali Nafe

Rozdział 5

LAIKA

Minęły trzy dni, a ja miałam przejebane. Wiedziałam, że ponowne spotkanie z nim będzie trudne, ale nie spodziewałam się, że moja wilczyca będzie się ożywiać za każdym razem, gdy spojrzy w moją stronę. Mój pokój był moją jedyną kryjówką. Jedynym miejscem, w którym nie musiałam zachowywać pozorów i mogłam być taką nieszczęśliwą wersją siebie, jaką chciałam być.

Nikt mi tego nie ułatwiał. Szczęście innych ludzi było jak cios prosto w serce. Nie mogłam znieść ich uśmiechów. Chciałam, żeby stało się coś złego, żebym nie była jedyną cierpiącą osobą.

Znalazłam ukojenie, spacerując nocą po okolicy. Nawet gdy należałam do Północnej Prowincji, nigdy nie odwiedziłam obozu alfy. To było miejsce dla elity, nie dla kogoś takiego jak ja.

O tej porze teren był opustoszały, a ścieżkę oświetlało delikatne światło z odległych budynków. Nagle na ścieżkę wkroczyła kobieta. Jej wzrok padł na mnie i skierowała się w moją stronę.

„Co robisz spacerując o tej porze?”, zapytała.

Jej pytanie mnie zaskoczyło.

„Czy nie robisz tego samego?”

„Mieszkam tu od dziesięcioleci, więc wiem, co robię. A ty?” Kobieta zmrużyła oczy i westchnęła. „Chodź ze mną”. Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą.

„Dokąd idziemy?”, zapytałam. Powinnam była z nią walczyć, odrzucić jej rękę. Ale tego nie zrobiłam. Nie potrafiłam tego wyjaśnić, ale coś we mnie mówiło, żebym za nią poszła.

„Do swojego pokoju”.

Minęła minuta, zanim zrozumiałam, co powiedziała. Kiedy dotarło to do mnie, zatrzymałam się, wyrwałam rękę z jej dłoni i potrząsnęłam głową w proteście. Nie mogłam wrócić do tego więzienia, nie mogłam być w tym pokoju, znowu sama.

„Słuchaj, młoda damo, to jest Północna Prowincja. Chodzenie tutaj w środku nocy nie jest bezpieczne. Może i otaczają nas mury, ale to niebezpieczne, zwłaszcza dla takiej damy jak ty”. Jej głos był pełen dezaprobaty, a spojrzenie gniewne.

„Potrafię o siebie zadbać”, powiedziałam.

„Nie, nie dasz rady. Nie tutaj. A teraz chodź”. Jej ciepłe palce oplotły mój nadgarstek i pozwoliłam jej pociągnąć mnie do przodu.

Bez ostrzeżenia kobieta zatrzymała się, a ja prawie na nią wpadłam. Ktoś stał przed nią, blokując nam drogę.

„Gdzie idziesz, Wendy?” Rozpoznałabym ten głos wszędzie: Nora Brooks, diablica we własnej osobie.

„Zabieram tę dziewczynę do jej pokoju”, odpowiedziała Wendy.

„Ach, Laika”, powiedziała głosem przepełnionym fałszywą słodyczą. Gdyby tylko mogła porzucić tę pieprzoną fasadę i pozwolić światu zobaczyć ją taką, jaką była naprawdę.

„Ja ją odprowadzę”, powiedziała Nora.

Dłoń Wendy zacisnęła się na mojej. „Luna powiedziała, że mam dopilnować, by bezpiecznie wróciła do swojego pokoju i zdać jej raport, gdy skończę. Nie będę mogła tego zrobić, jeśli ją zabierzesz”. Coś w tonie jej głosu mówiło mi, że nie ufa Norze. Cóż, teraz było nas dwie.

„Powiedz jej, że ja się tym zajęłam”, powiedziała Nora z uśmiechem.

„Masz jutro zaplanowany długi dzień i potrzebujesz odpoczynku. Nie potrzebujesz dodatkowej odpowiedzialności. Poradzę sobie z tym”.

O rany, ta kobieta zasłużyła na mój szacunek. Nikt w szkole nie miał odwagi sprzeciwić się Norze.

Nora zacisnęła usta. „Przypuszczam, że masz rację”. Brzmiała na pokonaną. Wiedziałam jednak, że jeszcze na dobre się z nią nie pożegnałam.

„Zobaczymy się jutro rano, Laika”. Spojrzała na mnie, zanim odeszła.

Wendy westchnęła i ruszyła przed siebie, jej dłoń wciąż była owinięta wokół mojego nadgarstka.

„Nie ufaj tej kobiecie”, ostrzegła, gdy zbliżałyśmy się do domu, w którym mieszkałam. Nawet nie wiedziała, jak bardzo nie można było jej ufać. Znałam tę kobietę wystarczająco dobrze.

Zaprowadziła mnie do mojego pokoju. A kiedy otworzyłam drzwi, weszła za mną do środka. „Co ci się stało? Powiedz prawdę, proszę”.

Troska na jej twarzy sprawiła mi ból. Zachowywała się, jakby mnie znała, jakby czuła mój ból.

„Nic mi nie jest”, powiedziałam.

„Nie o to pytałam”, powiedziała, podchodząc bliżej i ujmując mój policzek. Nikt nigdy mnie tak nie dotykał, z taką miłością, nigdy. „Jest w tobie ból. Musisz znaleźć sposób, by go uwolnić”.

„Jest jakiś sposób?”

„Porozmawiaj z kimś. Jestem tutaj, jeśli będziesz mnie potrzebować”.

„Nie znam cię”, powiedziałam jej.

„Jestem Wendy. Zacznijmy od tego”, powiedziała Wendy, jej ciepła dłoń wciąż spoczywała na moim policzku.

Pochyliłam się nad nim i po raz pierwszy w życiu poczułam, że że tu pasuję.

Zabrała rękę, cofnęła się i uśmiechnęła. Chwilę później pożegnała mnie na dobranoc i wyszła.

Po jej odejściu miałam w głowie mętlik. Porozmawiać z kimś? To było twarde „nie”. Nie było mowy, żebym podzieliła się z kimś swoją przeszłością, teraźniejszością i agonią. To była moja bitwa, tylko moja.

***

Następnego ranka obudziło mnie głośne walenie do drzwi. Podniosłam się z łóżka i po omacku podeszłam do drzwi. Uderzyłam palcem o krawędź stołu i wydałam z siebie sfrustrowany okrzyk, otwierając drzwi.

Madison uśmiechnęła się do mnie, a Moon Lee cofnęła się, wykrzywiając twarz z obrzydzenia. Chciałam jej wygarnąć, co myślę, ale się powstrzymałam. W moim obecnym stanie na pewno powiedziałabym coś, czego żadna z nas nie chciała usłyszeć.

„Co?” Mój cichy, suchy głos sprawił, że mój ton stał się jeszcze bardziej groźny.

„Dlaczego nie jesteś jeszcze gotowa?”, zapytała Madison.

Przyjrzałam się jej. Miała na sobie luźną, białą bluzkę, niebieskie dżinsy i buty. Przypomniałam sobie, że na dzisiaj zaplanowana była wycieczka grupowa.

„Nie jestem zainteresowana „, powiedziałam.

„Nie możesz odmówić”, powiedziała Moon.

„Zostaję w domu. Do widzenia”. Ruszyłam, by zamknąć im drzwi przed nosem.

„To rozkaz ojca”, powiedziała Madison. „Sam cię wywlecze, jeśli na ciebie doniosę”.

„Więc bądź grzeczna i nic mu nie mów”. Podjęłam kolejną próbę zamknięcia drzwi.

„Będzie fajnie”, powiedziała Moon.

„Kto tak twierdzi?” Kiedy ją zmierzyłam wzrokiem, poruszyła się nerwowo, odmawiając spojrzenia mi w oczy. Jeśli ta dziewczyna była przyszłą Luną, to byliśmy zgubieni.

Madison uśmiechnęła się do mnie. „Alaric to zaplanował. Znasz go?”

Czy go znam? Ten człowiek był moim powracającym koszmarem, odkąd postawiliśmy stopę w Północnej Prowincji.

„Tak, znam go”. A ponieważ to on to zaplanował, nie zamierzałam iść z nimi. Alaric coś knuł. Dobrze wiedziałam, że po tym, co mu zrobiłam, zamierzał się zemścić, to była tylko kwestia tego, gdzie i kiedy. Nie zamierzałam wpaść w pułapkę.

„Więc?” Madison zapytała z nadzieją w głosie.

„Nie…”

„No chodź”, przerwała. „Adam też idzie”.

Czy to miało stłumić mój strach? Gdyby tylko wiedziała, z czym się mierzę, sama zabrałaby mnie daleko stąd.

„Proszę, chodź”, powiedziała cicho, dąsając się. Nie było sensu ukrywać się w pokoju przez cały dzień. W końcu byłam na terytorium bestii. To on decydował o wszystkim. Jeśli chciał mnie zabić, mógł to zrobić na tysiąc sposobów.

„W porządku”, powiedziałam niechętnie.

„Weź prysznic. My poczekamy”, powiedziała Madison, wchodząc do mojego pokoju i rozsiadając się wygodnie, zachęcając Moon, by zrobiła to samo. Nie miałam nic przeciwko Madison w moim pokoju, ale nie mogłam powiedzieć tego samego o Moon. Wolałabym, żeby sobie poszła, niż żebym musiała znosić jej ukradkowe spojrzenia.

Szybko wzięłam prysznic i ubrałam się. Wychodząc z pokoju, upewniłam się, że wzięłam telefon, urządzenie, którego nie lubiłam używać, ale które mogło się przydać, jeśli sytuacja by tego wymagała.

Przy wejściu do domu alfy Prowincji Północnej czekały na nas dwie limuzyny. Miały nas zawieźć do punktu startowego szlaku turystycznego.

Jechałam z Lyallem, Moon, Madison, Olivią, Norą i samym diabłem. Nora siedziała obok niego, ale coś było między nimi nie tak. Nie dotykali się i nie rozmawiali ze sobą. Prawie jakby byli sobie obcy.

Lyall i Moon przez całą drogę całowali się i trzymali za ręce. Nie przeszkadzało im to, że wokół było pełno obserwujących. Gdy odgłosy pocałunków stawały się coraz głośniejsze, żałowałam, że nie skorzystałam z propozycji Adama i nie pojechałam drugą limuzyną.

„Ciszej!”, zagrzmiał Alaric.

Nie wiedziałam, co robić. Podziękować mu?

„Lyall, jesteś okrutny”, powiedziała Olivia, spoglądając w moją stronę.

Dotarło do mnie co powiedziała i odwróciłam wzrok. To nie była ich wina.

„W porządku, Olivio”, powiedziałem. Nowi partnerzy nie musieli rezygnować ze zalotów, tylko dlatego, że byłam obok. Do diabła, to, co robili, było dawką rzeczywistości, której potrzebowałam, by mój głupi mózg i emocje zrozumiały, że między mną a Lyallem wszystko skończone.

„Okrutny?”, zapytał Alaric.

Szybko odwróciłam się do Olivii, błagając ją wzrokiem, by przestała. Na moje szczęście rozmawiała przez telefon i nie słyszała Alarica. Ale niestety Madison poczuła potrzebę wyjaśnienia wszystkiego.

„Lyall był w związku z Laiką jeszcze ponad tydzień temu, kiedy to znalazł swoją partnerkę. Nie sądzisz, Lyall, że jej rany są wciąż świeże?”

Wściekłe warknięcie przeszyło powietrze. Jego dźwięk rozbrzmiał głęboko w moich kościach. Kiedy się odwróciłam, Alaric trząsł się, a jego czarne oczy skupione były na Lyallu.

„Kochanie”, zaczęła Nora, ale jej kochanek nie słuchał. Trząsł się, obnażając kły przed Lyallem.

Muszę przyznać Lyallowi, że wytrzymał. Wsunął Moon za siebie i skupił się na Alaricu, który powoli tracił panowanie nad sobą.

„W porządku. Uspokój się”, kontynuowała Nora, ale Alaric nie słuchał.

Alaric nie miał prawa tak się zachowywać. Po tym, co zrobił, nie powinien zachowywać się jak pieprzony związany partner.

„Co się dzieje?” Olivia spanikowała, podnosząc wzrok znad telefonu.

„Obraził się, bo byłaś w związku?”, zapytała Madison, ale ja tylko potrząsnęłam głową, jakbym nie miała pojęcia, o co chodzi.

Na szczęście limuzyna zatrzymała się i drzwi się otworzyły. Świeże powietrze wyrwało Alarica z transu, w którym się znajdował. Rzucając wściekłe spojrzenie Lyallowi, wyskoczył z limuzyny, a Nora podążyła za nim.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea