Naznaczona przez alfy - Okładka książki

Naznaczona przez alfy

Jen Cooper

Jaskinie

LORELAI

Spędziłam kilka następnych godzin, przenosząc kamienie, skały i gruz ze stosów, pod którymi zamknięto bestię. Nie wspomniałam o wiedźmie, na którą miał polować; nie wspomniałam nawet o Zale’u. Zamiast tego skupiłam się na tym, co robiłam.

Moje ciało było teraz ciepłe, wilgotne od potu, a od wysiłku bolały mnie wszystkie mięśnie. Bolały mnie ręce, brzuch, nogi. Moje gardło było suche i piekące, a głowa pulsowała od braku jedzenia. Nie miałam pojęcia, ile czasu minęło, ale byliśmy coraz bliżej.

Bestia złościła się tylko co kilka minut i nie warczała już na nas bez przerwy, więc to był plus.

Cienie pomagały, odsuwając skały z drogi. Musieliśmy uważać, które z nich przesuwamy, bo cała jaskinia mogła się na nas zawalić.

„Kiedy cię stąd wydostaniemy, podążaj jaskinią w kierunku wody; na brzegu znajduje się portal. Zaprowadzi cię do niej” szepnęłam do bestii, gdy w końcu pozbyłam się głazu z jego pleców. Uciskał jego szyję, sprawiając, że krwawiła.

Brax pomógł mi przesunąć go na bok, a bestia potrząsnęła łbem. Jej kości zatrzeszczały, gdy się rozciągnęła. Odwróciła się do mnie, skinęła głową, krzywiąc się przy tym.

Brax ukucnął i oczyścił łapy bestii, a ja spróbowała ją bezpiecznie postawić na nogach.

Pociągnęłam go, ale moje cienie syknęły. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Braxa, który miał taką samą minę jak ja. Bestia zgrzytnęła zębami, warknęła z dzikim wyrazem na twarzy i spróbowała się poruszyć.

Gruz poruszył się razem z nią, ten sam gruz, na którym stałam, żeby zachować równowagę.

Poczułam uderzenie w brzuch, prawie tak mocne jak porażenie prądem.

„Myślę, że coś próbuje użyć portalu” powiedziałam, marszcząc brwi. Chwyciłam mocniej swoje cienie, które zawirowały i wróciły do mnie, potwierdzając moje podejrzenia. Moje cienie też to wyczuwały, mimo że moja magia była rozproszona.

„Musimy dostać się do portalu” powiedziałam. Brax skinął głową, a bestia ryknęła.

„Przestań!” krzyknęłam, bo jej ryk przesunął wszystko pode mną. Przewróciłam się. Brax rzucił się mnie ratować, ale jego ludzkie tempo nie było wystarczająco szybkie. Moja głowa odbiła się od krawędzi kamiennej płyty z obrzydliwym grzmotem, po czym stoczyłam się w dół.

Wzdrygnęłam się i poczułam narastający ból, a po czole spłynęła mi krew.

„Kurwa, twoja głowa” szepnął Brax, patrząc na jej czubek. „Potrzebuje szwów” powiedział.

Potrząsnęłam głową. „Leczeniem zajmiemy się po powrocie. Chodź” powiedziałam i pobiegłam tam, gdzie niespokojna bestia grzmiała i ryczała. Jaskinie również jęczały, ponownie stwarzając zagrożenie. Moje cienie były w stanie wysokiej gotowości; namawiały mnie do odejścia, ale ja jeszcze nie skończyłam. Musiałam uwolnić bestię.

Ona też chciała się wydostać; najwyraźniej usunęliśmy wystarczająco dużo gruzu, bo wydała z siebie kolejny ogłuszający dźwięk i usunęła resztki przeszkód.

Jaskinie znów się zatrzęsły.

„Cholera, spadnie na nas!” warknął Brax na widok rozpadających się ścian.

Bestia potrząsnęła swoim ciałem, zachrzęściła kośćmi i wyszczerzyła zęby, po czym przebiła się pazurami przez gruz.

Gdybym rozumiała bestię, powiedziałabym, że się uśmiechnęła; potem zniknęła. Uciekła biegiem tunelami, zostawiając nas w zawalających się jaskiniach, żebyśmy zostali zmiażdżeni na śmierć po tym, jak ją uratowaliśmy. Świetnie.

Odwróciłam się do Braxa.

„Musimy uciekać!” krzyknęłam. Skinął głową, chwycił mnie za rękę i ruszył, niemal ciągnąc mnie przez jaskinie. Zdecydowanie próbowali nas zabić. Nie mogłam zrobić kroku, nie potykając się o kolejne odłamki. Miałam podrapaną skórę, a w głowie mi szumiało.

Chyba przestała krwawić, ale trudno było to stwierdzić, gdyż nowa krew wypływała teraz z ran na moich ramionach i twarzy. Brax też był pocięty, więc pchałam moje protestujące nogi coraz szybciej do przodu.

Cienie pomagały, usuwając przeszkody, ale musiały też utrzymywać moją wolę nad portalem. Coś próbowało sprawdzić, czy może się przez niego przedostać, próbowało bez ustanku, a ja nie miałam pojęcia, czy da radę, ani czy mogę to powstrzymać bez połączenia z moją magią.

Uciekaj, mała luno. Twoja bestia już prawie tutaj jest; właśnie taranuje sobie drogę przez cienie, które sprawdzają portal ~ponaglił mnie Kai. Próbowałam słuchać, ale mój oddech był coraz cięższy. Jaskinie szybko wypełniały się gruzem.

Bestia może zabijać cienie? ~zapytał Brax.

Na to wygląda ~powiedział Derik niskim głosem, na co uniosłam brew. Nie natknęliśmy się na coś takiego nigdy wcześniej. Ale czarownice powiedziały, że pójdzie tylko po Adrennę.

Przyjdzie po ciebie tylko wtedy, gdy staniesz na drodze tego, czego chce ~wyjaśnił Derik. Wiedziałam o tym, więc skupiłam się na drodze i na tym, żeby nie umrzeć.

Gdy dotarliśmy do brzegu, wypełniona kamieniami woda stała się wzburzona.

„Kurwa” przeklął Brax. Spojrzałam na ciemną wodę i przełknęłam ciężko. Ogarnęła mnie panika.

„Jakie są szanse, że jaskinia jest nadal otwarta?” zatsanowiłam się. Brax wzruszył ramionami.

„Prawdopodobnie taka sama jak szansa na dostanie się do sfery cienia i wydostanie się z niej ze wszystkimi częściami ciała”. Próbował użyć czarnego humoru, ale nie byłam rozbawiona. Wciągnęłam powietrze.

„Nie mamy wyboru”.

„To niedaleko. Teraz, gdy wiem, dokąd zmierzamy, powinniśmy przejechać prosto”.

„Miejmy nadzieję, że cienie nam pomogą”.

Brax przytaknął. Rozległ się potężny huk i spojrzeliśmy za siebie.Jaskinia zawaliła się za nami, a gruz i pył pędziły w naszą stronę. Skończył nam się czas. Wzięłam głęboki oddech i skoczyłam razem z Braxem. Zanurzyliśmy się w wodzie i przeciągnął mnie przez otwór jaskini.

Było mi tak samo ciężko, jak poprzednim razem. Moje kończyny nie pracowały w wodzie tak dobrze, jak jego. Ale to ból w głowie sprawiał, że walczyłam o utrzymanie świadomości.

Krew ściekła do wody, zostawiając za nami ślad. Brax podpłynął do powierzchni wody, żeby ominąć czarne kolce na dnie jeziora.

Prawie nas tam doprowadził. Tafla jeziora była na tyle blisko, że można było jej dotknąć, gdy coś znów owinęło się wokół mojej kostki. Nie szarpałam się, nawet nie próbowałam z tym walczyć, bo myślałam, że mamy porozumienie z przyjaznymi cieniami. Ale to był mój błąd.

Cokolwiek mnie chwyciło, nie było tym samym cieniem, co wcześniej. Jego dotyk palił moje ciało.

„Brax!” krzyknęłam przez wodę, gdy kolejny czarny cień złapał też jego. Nie zdążył dotrzeć do powierzchni. Walczył z cieniami, podczas gdy mnie wypełniła ciężkość, uczucie ołowiu. Moje cienie ucichły, a ja zostałam przyciągnięta z powrotem do kolców. Moja skóra otarła się o nie.

Gdy tylko to się stało, moje ciało eksplodowało. Ogień wypełnił mnie całą, ale nie w taki sam sposób, jak wtedy, gdy byłam z moimi alfami. To był czysty żar, jak lawa wybuchającego wulkanu.

Moje organy, żyły i tkanki zapłonęły pod skórą, a ja krzyknęłam. Powietrze wyleciało mi z płuc, a moje cienie wyły w mojej głowie, nie mogąc już dłużej wytrzymać.

Mroczne cienie przyciskały mnie do kolców, a im dłużej mnie tam trzymały, tym bardziej płonęły moje własne cienie. Mrugałam mocno, podczas gdy Brax walczył nade mną, ale te rzeczy były silniejsze.

Słyszałam w głowie krzyki moich alf, ale były zniekształcone. Nie mogłam zrozumieć, co mówią. Moje serce biło coraz słabiej. Całe moje ciało się trzęsło. Wiedziałam, że umieram, Brax też. Czułam, jak jego ciało wypuszcza powietrze z płuc.

Moje serce krzyczało, próbując przebić się przez ogień, który je topił, ale nie mogło. Ryk ognia był zbyt głośny.

Byłam gotowa do drogi; bestia była wolna, Enzi bezpieczna, a ja ufałam, że Kai i Derik odzyskają Zale’a. Musiałam tylko zasnąć.

Myślałam, że to już koniec, ale ból trwał, a ja nadal miałam świadomość. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Braxa. Miotał się w wodzie, a jego ciało powoli opadało do miejsca, w którym byłam trzymana.

Ogień wciąż we mnie płonął, ale coś w mojej klatce piersiowej trzymało mnie na czarnych krawędziach mojego umysłu. Musiałam przetrwać, musiałam to przetrwać. Obiecałam Enzi i nie mogłam jej zawieść.

Sięgnęłam w głąb siebie, poza ścianę płomieni, poza ból i emocje, do moich cieni, które płakały, krzyczały, płonęły.

Podniosłam je, szepnęłam do nich, powiedziałam, że musimy walczyć, że nam się uda i dałam im całą swoją wolę. Jeśli magia działała na wolę, to oni na pewno też? To była tylko teoria, ale nie miałam nic więcej.

Wola mojego brata zmieniła się w mrok; moja wola wręcz przeciwnie. Pokonaliśmy mroczne cienie wcześniej; pochłonęliśmy je. Mogliśmy zrobić to ponownie. Ożywiły się i znów zaczęły wypełniać moje ciało.

Uśmiechnęłam się do czarnej postaci unoszącej się w wodzie przede mną, trzymającej mnie przed ognistym kijem zagłady. Dupek miał zostać schrupany, jeśli tak zamierzali to rozegrać. Wyciągnęłam rękę i chwyciłam go.

Ale gdy już go miałam, nie byłam pewna, co z nim zrobić. Na szczęście moje cienie wiedziały. Gdy tylko moja ręka dotknęła cienia, moje cienie pokryły go, zdusiły i zmusiły do wejścia we mnie.

Krzyknęłam, nie mając pojęcia, jak to możliwe, że nadal miałam w płucach tlen, ale przestałam się nad tym zastanawiać, gdy ciało Braxa wylądowało na dnie jeziora obok mnie. Ważne było tylko o to, żeby się stąd wydostać. Chwyciłam go, przycisnęłam do siebie, po czym oderwałam się od ziemi.

Moje nogi kopały jak szalone, aż w końcu wyrzuciło nas na powierzchnię jeziora. Nie próbowałam nawet złapać oddechu. Zamiast tego kopałam dalej, ciągnąc ciało Braxa, które stało się teraz niewygodnie duże. Kopałam, dopóki nie wydostaliśmy się z wody śmierci.

Wyrzuciłam nas na brzeg, który miał znacznie przyjemniejszą teksturę niż kamień. Był to ziarnisty rodzaj piasku, z rosnącymi na nim kiełkami trawy.

Zaczęłam reanimację. Nie miałam magii, ale byłam człowiekiem i technicznie rzecz biorąc, on też nim był. Musiałam sprawić, żeby zaczął oddychać, bo inaczej przekazanie go Cainowi nie będzie miało sensu.

Lorelai! Przejdź przez pieprzony portal! Natychmiast! ~Głos Kaia w końcu zabrzmiał wyraźnie w łączu. Odwróciłam głowę do portalu. Trząsł się, a jego krawędzie się zwężały. Zacisnęłam zęby. To królestwo było do dupy.

Wyciągnęłam Braxa na brzeg, starając się nie poddawać histerii, która zawrzała mi w gardle na widok jego bladej twarzy i sinych ust. Ciągnęłam go i ciągnęłam, aż znaleźliśmy się przy portalu. Następnie obróciłam go tak, że jego nogi przeszły przez portal.

Przeciągnijcie go ~powiedziałam. Skrzywiłam się, gdy portal jeszcze bardziej się skurczył. Brax został przeciągnięty, ale gdy ja miałam przez niego przejść, mroczny cień syknął i szarpnął mnie do tyłu, odrzucając od portalu.

Uderzyłam w drzewo i krzyknęłam. Moje plecy wygięły się w łuk z bólu, który przeszedł przez całe moje ciało, po czym upadłam na ziemię. Portal stawał się coraz mniejszy. Odetchnęłam chrapliwe, gdy z ciemnego lasu wyłoniło się więcej cieni. Cofnęłam się, gdy mnie okrążyły.

„Urodzona zimą” wysyczał cień stojący przed portalem, a ja zacisnęłam szczękę.

„Raczej Lorelai albo luna” odparłam. Mój syk zabrzmiał głośno w panującej wokół ciszy. Musiałam dostać się do tego portalu. Moje cienie były wściekłe i czuły się zdradzone. Zmarszczyłam brwi.

„Moje cienie cię rozpoznają” powiedziałam. Miałam wrażenie, że kiwnął głową. Ale nic nie powiedział, a ja nie byłam pewna, co może w ogóle coś powiedzieć. Zgadywałam, że skoro był to dosłownie kłąb czarnego dymu w powietrzu, jego słownictwo było nieco ograniczone.

„Okej, cóż, było zabawnie. Teraz musisz się przesunąć, żebym mogła wrócić do domu” powiedziałam, podchodząc bliżej. Ale cienie również się zbliżyły. Nie pozwoliłam sobie na poddanie się, mimo że portal z każdą sekundą stawał się coraz mniejszy.

Byłam prawie pewna, że nie uda mi się przez niego przejść, nawet jeśli tam dotrę. Myśl o tym, że utknę w tym gównianym królestwie w dającej się przewidzieć przyszłości, trochę mnie wkurzała. Cienie nic nie powiedziały, a ja westchnęłam z irytacją.

„Słuchajcie, właśnie skonsumowałam w wodzie waszego kumpla za to, że wepchnął mnie w bardzo ostrą skałę śmierci. Staram się być miła i zostawić was w spokoju. Czy możecie się po prostu przesunąć?” zapytałam grzecznie.

Myślałam, że ich syki były przerażające, ale to, że wszyscy lekko przechylili głowy, jakby próbowali mnie zrozumieć, było jeszcze bardziej przerażające.

W końcu ten blokujący portal cień odsunął się na bok. Wydawało się to zbyt proste, ale nie mogłam się kłócić; musiałam wrócić. Podbiegłam do portalu; był wysoki do pasa, zamiast sięgać mi do głowy, która wciąż pulsowała.

Chciałam przejść dalej, ale zostałam szarpnięta do tyłu przez cienistą wić wokół mojej talii. Ciągnęła mnie do tyłu, a ja krzyczałam, próbując się uwolnić. Ale trzymała mnie mocno, podczas gdy portal powoli się zamykał. Fioletowa magia zniknęła, a okolicę spowiła całkowita ciemność.

Cienie poruszały się wokół mnie, ale ledwo je widziałam. Ten, który mnie przytrzymał, puścił mnie teraz, a ja odetchnęłam ciężko. Łzy napłynęły mi do oczu ze strachu. Moje oczy musiały się dostosować do ciemności, po prostu musiały.

Kiedy to zrobiły, pożałowałam. Mrocznych cieni było coraz więcej. Były wszędzie. Cofnęłam się, próbując otworzyć łącze umysłowe, ale było całkowicie zerwane. Ogarnął mnie strach, a moje ciało ogarnęła wręcz panika, gdy próbowałam znaleźć wyjście.

Moje cienie były gotowe, zdeterminowane, chciały walczyć, ale byłam prawie pewna, że to nie była moja walka; to była ich walka. Byłam tylko gospodarzem – niechcianym gospodarzem – na ich terytorium.

Wtedy ciemne cienie zaczęły się zbliżać. Zbliżały się do mnie powoli, podczas gdy ja się cofałam.

„Dobra, to będzie do bani” szepnęłam. Podskoczyłam, gdy wpadłam na cienistą istotę. Obróciłam się do niej, a ona chwyciła mnie za ramiona, wypełniając mnie uczuciem zimnego strachu i śmierci.

„Przestań!” krzyknęłam, gdy sięgnął po cienie wewnątrz mnie. Pochłonęłam go. Tak jak poprzednio, jego esencja dodała się do moich cieni i mnie wypełniła. Zaczerpnęłam powietrza, gdy poczułam dreszcz zimna.

Był niczym lód na zwęglonych kościach wewnątrz mnie. Ścisnęłam się za brzuch, podczas gdy moje cienie próbowały powstrzymać tę esencję. Miotała się, a ja zmusiłam ją do podporządkowania się. Pozostali podeszli bliżej, a ja przełknęłam.

Nie mogłam połknąć ich wszystkich, bo za każdym razem, gdy poruszały się we mnie, czułam je jak papier ścierny, a nie gładki jedwab, jak w przypadku moich własnych cieni. To było bolesne i sprawiało, że czułam się źle. Te cienie nie były moje i nie mogłam ich pochłonąć jak Eliasa.

Cholera, Elias narobiłby w gacie na widok tych wszystkich cieni; pochłonąłby je wszystkie w mgnieniu oka. Ale ja nie byłam nim i nie chciałam ich. Powiedziałam im to, próbując je z siebie wyrzucić.

Wczepiły się we mnie i krzyczały, a ja użyłam całej siły woli, żeby je z siebie wydostać.

Wyciekły, gdy otworzyła się szczelina w powietrzu. Strumień cienia wlał się do środka. Chwycił mnie i przeciągnął przez nowy portal. Zrzucił mnie na podłogę pustej chaty w moim królestwie, po czym szczelina ponownie się zamknęła.

Natychmiast wypełniła mnie moja magia. Wciągnęłam powietrze, a moc mrowiąca w opuszkach moich palców skierowała się prosto na moje rany i je zasklepiła.

Wypuściłam oddech i wstałam powoli, po czym rozejrzałam się po chacie. Była to chata, którą dzieliłam z moimi alfami. Nie była pusta. Enzi leżała w beciku na naszym łóżku, gruchając radośnie.

Jej oczy spotkały się z moimi, a ja zmarszczyłam brwi. Przetestowałam siłę i wolę moich cieni i dopiero wtedy się do niej zbliżyłam.

Zale był tuż obok, czułam go. Czułam jego cienie, jego magię i magię Enzi. To oni mnie wyciągnęli. Łzy napłynęły mi do oczu. Otarłam je szybko, po czym schyliłam się, żeby ją podnieść.

„Czyż nie jesteś istotką pełną sekretów?” Pocałowałam ją w czoło, na co wtuliła się we mnie jeszcze bardziej. Przytuliłam ją mocno, a potem obróciłam się, bo na zewnątrz chaty rozległ się ryk.

„Zabierz ją, kurwa, z powrotem! Natychmiast!” To był Kai; jego kroki trzęsły ziemią, strącając na namiot śnieg. Kąciki moich ust uniosły się do góry.

„Lepiej chodźmy mu powiedzieć, że wróciłam, zanim zniszczy obóz”. Uśmiechnęłam się do niej i wyszłyśmy z namiotu.

Nic mi nie jest ~powiedziałam przez łącze, a cała trójka ucichła. Kai był powstrzymywany przez wielu członków stada, w tym przez Tatuma. Wyglądał, jakby jako jedyny miał szansę go powstrzymać.

Oczy Kaia skierowały się na mnie, ale zanim zdążył do mnie podejść, Derik przy mnie stanął. Otulił mnie ramionami i przytrzymał. Całował mnie po twarzy, a potem sprawdził moją wyleczoną głowę. Odwzajemniłam pocałunek, po czym podałam mu Enzi, wiedząc, że Kai na mnie czeka.

W ciągu kilku sekund Kai podniósł mnie i przyszpilił do drzewa obok naszej chaty. Śnieg spadł z gałęzi sosny i przesiąkł przez moje ubranie, ale nie obchodziło mnie to, bo jego usta były już na moich i miażdżyły je.

Westchnęłam po pocałunku i objęłam go ramionami.

„Kai. Nic mi nie jest” zapewniłam.

„Mówiłam im, że wrócisz” powiedziała Tabby. Przykuśtykała do nas z płaszczem Kaia wciąż owiniętym wokół ramion.

„Skąd wiedziałaś?” zapytałam, gdy Kai odstawił mnie na ziemię. Nie chciał mnie puścić; chwycił mnie pod ramię, a drugą rękę połozył na moich plecach.

„Mówiłam wam. Ona nie jest tym, kim się wydaje”. Tabby uśmiechnęła się, spoglądając na Enzi. Derik spojrzał na nią.

„Odciągnęła cię?”

Przytaknęłam. „Tak”.

Wtedy serce mi zamarło; stały tu tylko dwie alfy.

„Brax” szepnęłam. Spojrzałam na członków stada, którzy powoli się rozchodzili, żeby dać nam prywatność. Czułam jednak, że nas podsłuchują, usiłując wyczuć jakiekolwiek oznaki kłopotów.

Doceniałam to, że się o mnie troszczyli, a ich namacalne uczucie ulgi, że wróciłam, było miłe, ale naprawdę potrzebowałam, żeby Braxowi też nic się nie stało. Będzie mi naprawdę trudno nie załamać się tym wszystkim, co się właśnie wydarzyło, jeśli okaże się inaczej.

„Nic mu nie jest. Oddycha. Jest tylko obolały. Ale jest wkurzony, piękna. Dajmy mu trochę przestrzeni”.

„Dlaczego?”

„Ponieważ Kai jest brutalem bez litości”. Derik spojrzał na niego, a Kai wzruszył ramionami.

„Zostawił cię, mała luno. Nie zamierzałem mu tak łatwo odpuścić. Więcej tego nie zrobi”.

Szczęka mi opadła i odepchnęłam Kaia.

„Kurwa mać, Kai”. Potrząsnęłam głową i poszłam szukać Braxa, używając moich cieni. Był w namiocie leczniczym, więc od razu do niego weszłam.

„Lorelai” odetchnął Brax. Wstał powoli, a ja objęłam go ramionami.

„Już nie mała?” mruknęłam w jego ramię, ale on się nie roześmiał.

„To nie była twoja wina. Nie obwiniaj się” powiedziałam, ale on nie odpowiedział, tylko przytulił mnie mocniej. Nie nalegałam, wiedząc, że poczucie winy było czymś, z czym musiał poradzić sobie sam.

Jedyne, co mogłam zrobić, to zapewnić go, że to nieprawda. Przekazałam to przez łącze jemu i pozostałym, zwłaszcza Kaiowi. Wszedł do nas Derik z Enzi w ramionach, a za nim weszli Kai i Tabby.

„Bestia przeszła” mruknął Kai, a ja przełknęłam.

„Znalazła już Adrennę?”

Derik potrząsnął głową.

„Nie, ale obwąchała powietrze, a potem odleciała, więc myślę, że ma jej zapach. Wilki ją tropią, ale jest szybka”. Derik potrząsnął głową. Wstałam i wzięłam Enzi w ramiona. Przytuliłam ją do siebie, przyciskając jej małe ciałko do swojego.

Musiałam uspokoić na chwilę głowę, żebym się mogła zastanowić, co robić dalej. Nie miałam pojęcia, czy bestia chciała skrzywdzić Zale’a, żeby dostać się do Adrenny, ani czy Adrenna miała jakieś zabezpieczenie na wypadek, gdyby została złapana.

Oznaczało to, że jedynym sposobem na upewnienie się, że nic się nie stanie, było podążanie za bestią, która ją ścigała. A nie rozbijanie obozu i czekanie.

„Musimy przygotować się do drogi. Obóz spakujemy później, zabierzemy tylko to, czego potrzebujemy. Będziemy śledzić bestię. Chcę tam być, gdy dopadnie Adrennę” powiedziałam. Tabby uśmiechnęła się do mnie i kiwnęła głową.

„Ta bestia była kiedyś człowiekiem. Rozumie nasz język?”

„Średnio. To dla niej… trudne. Niektóre rzeczy są jasne, inne nie. To samo dotyczy jej wzroku. Jedyną rzeczą, którą wyraźnie widzi i czuje, jest Adrenna. Wyczuwanie jej po tak długiej nieobecności prawdopodobnie doprowadza bestię do szału”.

„W takim razie upewnijmy się, że dostanie to, co jej się należy” mruknęłam, po czym odwróciłam się do Braxa i położyłam na nim dłoń.

Cain nauczył mnie odrobiny magii, wystarczająco, żeby uleczyć moje alfy. Zrobiłam to i zasklepiłam wszystkie rany Braxa, po czym spojrzałam na moje alfy.

„Zorganizujcie zespoły łowieckie. Wyruszamy w ciągu godziny” powiedziałam, zdeterminowana jak rzadko. Wiele przeszłam, żeby sprowadzić tu tę bestię i nie zamierzałam pozwolić, żeby poszło to na marne.

Adrenna chciała wojny to teraz ją miała. Niech mnie diabli, jeśli pozwolę wampirom zbliżyć się do nas, zanim odzyskam Zale’a.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea