Kashmira Kamat
– Zadam ci tylko kilka pytań, dobrze? Nie ma potrzeby, by się denerwować.
Wpatrywałam się w panią detektyw siedzącą naprzeciwko mnie. Jej długie czarne włosy były związane w profesjonalny kok, a paski szelek opinały białą, obcisłą bluzkę.
Detektyw Alicia Ramirez ubierała się bardzo elegancko.
Dzięki temu wyglądała na godną zaufania.
Otwartą.
Pewnie to celowy zabieg – pomyślałam sobie.
Przytaknęłam, nie ufając sobie, że jeszcze mogę mówić.
Siedzieliśmy w jednym z prywatnych pokoi w szpitalu. W tym miejscu często odbywały się sesje terapeutyczne dla pacjentów, którzy tego potrzebowali.
Czułam się dziwnie dobrze, siedząc w tym miejscu, nawet jeśli rozmawiałam z funkcjonariuszem organów ścigania, a nie z psychiatrą.
Byłam też świadoma, że na stole przed nami leży mały dyktafon, którego małe czerwone światełko miga.
Zamknęłam oczy i wciąż widziałam otwarte i puste oczodoły Szalonego Dave'a... czułam zapach jego zbezczeszczonych jelit, gdy zwisał z sufitu...
Sama mogę potrzebować terapeuty po dzisiaj...
– Czy możesz mi opisać, jak natknęłaś się na ciało Dave'a Andersona?
Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam oczy, zmuszając się do przypomnienia sobie szczegółów.
– Właśnie weszłam do pracy, kiedy usłyszałam krzyk mojej przyjaciółki Maddy – zaczęłam. – Podbiegłam, żeby zobaczyć, co się stało, i… – potrząsnęłam głową. – On tam był.
Detektyw Ramirez skinęła powoli głową, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Dr Maddy Ivett, zgadza się?
Przytaknęłam.
– Powiedziano mi, że nie zostałaś na miejscu zdarzenia – kontynuowała.
To przykuło moją uwagę.
To chyba ma sens, że przesłuchuje wszystkich, których może.
– Gdzie poszłaś?
– Poszłam sprawdzić, co z Jacksonem Wolfe – odpowiedziałam.
– A to dlaczego?
Zawahałam się.
Detektyw Ramirez przechyliła głowę, zauważając moje milczenie. – Riley?
– Ponieważ...
Bo powiedział, że go zabije, jeśli będzie miał okazję.
– Jackson już wcześniej uciekł. Chciałam się upewnić, że on...
– Nie zabił Dave'a – dokończyła za mnie.
Przełknęłam, bo nagle zaschło mi w ustach.
– Wciąż był w swoim pokoju – powiedziałam jej. – Nie ma mowy, żeby uciekł.
To nieprawda, cichy głos w mojej głowie mnie zbeształ... ~Wiesz już dobrze, że on może uciec.~
On do ciebie DZWONIŁ.
W jego pokoju nie ma telefonu.
Powinnam jej o tym powiedzieć...
Więc dlaczego nie mogę otworzyć ust, żeby to powiedzieć?!
Detektyw nie odpowiedziała. Po prostu pozwoliła mi się dusić w ciszy, a ja nienawidziłam tego, co się dzieje. Walczyłam z chęcią pocierania się rękami.
– Czy próbujesz przekonać mnie, czy siebie, Riley?
To mnie podniosło na duchu. – Co to ma znaczyć?
– To naturalne, że czujesz się winna – powiedziała detektyw Ramirez, a jej głos podziałał kojąco. – Widziałaś ciało z pierwszej ręki i jesteś odpowiedzialna za Jacksona Wolfe'a.
– Chcesz powiedzieć, że Jackson to zrobił?
– Jego wczorajsza kłótnia z Dave'em nie jest tajemnicą. Jackson miał jasny motyw.
– Jasne, że się pokłócili, ale to nie znaczy, że po prostu zabiłby go za to – odpowiedziałam bez zastanowienia i zatrzymałam się, gdy mój mózg dogonił moje usta.
Czy naprawdę bronię Jacksona?
– Już obejrzeliśmy drzwi Jacksona – powiedziała Ramirez. – I nie wygląda na to, żeby ktoś przy nich majstrował. Wygląda na to, że Jackson był w swoim pokoju całą noc.
Wypuściłam oddech, który nawet nie zdawałam sobie sprawy, że wstrzymuję.
– Mimo to, zbieżność czasu jest zbyt idealna – pochyliła się do przodu, a jej oczy wbiły się w moje. – Czy jest coś jeszcze, co pamiętasz? Coś, o czym mi nie powiedziałaś? Każdy mały szczegół może pomóc.
Ostatnia szansa, Riley.
Przyznaj się.
– Nie – powiedziałam. – Nic więcej.
Detektyw Ramirez westchnęła, pochylając się, by podnieść mały dyktafon leżący na stole. Wyłączyła go, podnosząc się na nogi, a ja poszłam w jej ślady.
– Teraz przesłuchamy Jacksona – powiedziała mi. – Chcielibyśmy, żebyś ty i dr Shaw byli przy tym obecni. Jeśli dojdzie do przemocy, będziemy potrzebowali osób, które podadzą środek uspokajający.
***
– Czy nazywasz się Jackson Wolfe? – zapytał detektyw Ramirez.
– Nie.
Poligraf zaczął wariować, igły dziko poruszały się w górę i w dół na urządzeniu.
– Potraktuj to poważnie, Jackson – powiedziała Ramirez.
– To nie zadawaj głupich pytań.
Usiadłam obok Aarona, w odległości kilku stóp od Jacksona i detektywa. Twarz Aarona była nieczytelna, gdy patrzył na przesłuchanie, które odbywało się przed nim.
Wyglądało to prawie tak, jakby wpatrywał się w jakiegoś obrzydliwego robaka, który wylądował na jego parapecie.
Nigdy nie widziałam, żeby Aaron wyglądał tak...
...zimno.
Skierowałam swoją uwagę na Jacksona, wypierając z pamięci dziwną postawę Aarona. Musiałam się skupić.
Jackson był przykuty do krzesła metalowymi kajdankami. Jakby tego było mało, otaczało go czterech policjantów, gotowych przytrzymać go, gdyby sprawy przybrały szalony obrót.
A jeśli to nie wystarczyło...
Zacisnęłam mocniej dłoń na igle wypełnionej środkiem uspokajającym.
Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
– Czy zamierzasz poddać się testowi na wykrywaczu kłamstw? – zapytała Ramirez.
– Nie.
Tym razem poligraf nie ruszył się ani o cal. Według maszyny Jackson mówił prawdę.
Detektyw Ramirez westchnęła, a na ustach Jacksona pojawił się uśmiech.
– Myślę, że wszyscy się zgodzimy, że to strata czasu – powiedział Jackson z uśmiechem. – Gdybyś mogła mnie odprowadzić do mojego pokoju, byłoby wspaniale. Mam ścianę, na którą mogę się gapić.
– Czy masz sposób na ucieczkę ze swojego pokoju? – zapytała Ramirez, ignorując jego zaczepkę.
– Tak – powiedział Jackson. – Mam swój własny klucz.
Ramirez zerknęła na maszynę.
Kłamał.
Marszcząc brwi, Ramirez kontynuowała.
– Czy zabiłeś Dave'a Andersona?
– Nie.
Każde oko w pokoju patrzyło na poligraf. Igiełki nie drgnęły.
Jackson mówił prawdę.
– Cóż – powiedział Jackson. – Jeśli już to skończyliśmy...
– Czy zabiłeś swoją matkę? – zapytała nagle Ramirez.
Poligraf zaczął gorączkowo pulsować.
– To nie ma z tym nic wspólnego – głos Jacksona był płaski. Niski. Niebezpieczny.
– To ma znaczenie – mówiła dalej Ramirez. – Masz swoją historię. Czy zabiłeś swoją...
– Zamknij się. Zamknij się.
Włoski na karku stanęły mi dęba. W mojej głowie pojawiły się przebłyski nagłej przemocy Jacksona wobec Dave'a. Widziałam, jak policjanci wokół niego napinają się, gotowi do interwencji.
Spojrzałam na detektyw Ramirez.
Ona celowo drażniła Jacksona. Próbowała sprawić, żeby się załamał.
Sięgnęła po coś pod stołem i walnęła tym przed nimi.
Zdjęcia.
Jackson sapnął.
Wtedy w pokoju zapanował ruch.
Jackson rzucił się do przodu, ciągnąc swoje krzesło w górę, gdy metal kajdanek naprężał się na nim.
Stół przewrócił się, a poligraf i zdjęcia upadły na podłogę.
Policjanci chwycili Jacksona, zmuszając go do powrotu na krzesło, gdy ten miotał się i krzyczał.
– ZABIJĘ CIĘ, KURWA, TY SUKO! – twarz Jacksona była wykrzywiona wściekłością, a jego oczy wpatrywały się w Ramirez.
Aaron i ja przystąpiliśmy do działania. Aaron rzucił się do przodu, chwycił Jacksona za ramię i przytrzymał je, a ja wstrzyknęłam mu środek uspokajający.
Jackson walczył przez chwilę, ale nawet on nie mógł pokonać kajdanek, środka uspokajającego i sześciu osób, które go trzymały.
Nadal wpatrywał się w Ramireza, aż do momentu, w którym podano mu środek uspokajający.
Odsuwałam się, kiedy zobaczyłam zdjęcia, które Ramirez pokazał Jacksonowi.
Przeraziłam się. Było to zdjęcie zakrwawionej walizki. Pozostawiono ją otwartą, tak że można było wyraźnie zobaczyć jej zawartość.
W środku znajdowało się ciało.
Pocięte na kawałki, kończyny i tułów były ułożone tak, że wszystko idealnie pasowało do środka.
Jak makabryczne, abstrakcyjne puzzle.
W centrum, na szczycie tułowia, leżała odcięta głowa, również z wydłubanymi oczami.
Czy to mama Jacksona?
Policjanci wynieśli Jacksona, a Aaron szedł tuż za nimi.
Patrzyłam, jak detektyw Ramirez schyla się, żeby zebrać zdjęcia.
– Jest pani zadowolona? – zapytałam ją.
– Nie – odpowiedziała krótko. Ramirez wyprostowała stół i usiadła z powrotem na swoim miejscu. – Możesz już iść, Riley. Przyślij następną osobę, gdy będziesz wychodzić.
Odwróciłam się, nie próbując nawet ukryć swojego obrzydzenia.
Jak pani detektyw mogła być tak okrutna?
Wyszłam na korytarz i zobaczyłam osobę, którą Ramirez zamierzała przesłuchać jako następną. Musiałam zrobić podwójny wdech...
– Roxanne?
Starsza kobieta spojrzała na mnie z uprzejmym uśmiechem na twarzy. Poprzednia pielęgniarka Jacksona. Nie byłam z nią zbyt blisko, ale widywałyśmy się w szpitalu.
– Cześć, Riley.
– Wróciłaś z urlopu?
– Zaczynam od jutra – stała, gotowa do wejścia do środka. – Szczerze mówiąc, cieszę się z powrotu do pracy. Życie stawało się trochę nudne.
Stanęłam przed nią, zanim zdążyła wejść do środka, a ona spojrzała na mnie, przechylając głowę z ciekawością.
– Muszę cię o coś zapytać – powiedziałam. Nie mogłam pozwolić, by ta okazja poszła na marne. – Myślisz, że Jackson naprawdę to zrobił? Czy wiesz o nim coś, czego ja mogę nie wiedzieć?
Ale uprzejmy uśmiech Roxanne natychmiast zniknął. Na jej twarzy pojawiło się przerażenie, a ona sama jakby skurczyła się, rozglądając się nerwowo.
– Oto kilka rad, Riley – położyła dłoń na moim ramieniu. – Trzymaj się z daleka od Jacksona. Bardzo daleka.
Roxanne prześlizgnęła się wokół mnie i weszła do pokoju. Zostałam sama na korytarzu.
Miałam tak wiele pytań i tak mało odpowiedzi. Szłam korytarzem, a wyraz twarzy Roxanne wyrył się w mojej głowie.
Co jej zrobiłeś, Jackson?