Moje rozproszenie - Okładka książki

Moje rozproszenie

Nicole Riddley

Zwyczaje

Quincy St. Martin

Rzucam torbę u stóp łóżka, zrzucam z siebie bluzę z kapturem i rzucam ją w kąt pokoju. Z rezygnacyjnym westchnieniem kładę się na łóżku.

W ciągu ostatnich kilku tygodni byłam na kilku rozmowach o pracę. Dzisiaj była moja siódma, ale od razu mogłam stwierdzić, że nie byli mną zainteresowani.

Nie jestem ambitna. W ogóle nie nastawiam się na pracę wysokich lotów, raczej na przewracanie hamburgerów. Początkowo szukałam ofert pracy w internecie.

Wczoraj i dziś po prostu chodziłam po mieście i wchodziłam, gdy tylko zobaczyłam na oknie tabliczkę z napisem “potrzebna pomoc”.

Bluza z kapturem leży w stercie na podłodze jak stara szmata. Gapię się na nią przez pełną minutę, a potem wzdycham z frustracją. Mamy relację miłość-nienawiść.

To skomplikowane. Chcę z nią zerwać, ale potem jej potrzebuję. Chcę ją spalić, ale potem tego nie robię. Widzicie? To skomplikowane.

Problem w tym, że nie sądzę, żebym dostała jakąkolwiek pracę mając na sobie tę bluzę.

Chciałabym się jej pozbyć, ale wydaje mi się, że widziałam jednego z członków paczki Loup Noir na kampusie już pierwszego dnia szkoły, podczas lunchu, kilka tygodni temu.

Tylko przez ułamek sekundy. Jak tchórz, uciekłam. Nie zostałam w pobliżu.

Jonah potwierdził noc później, że są tutaj. Tak więc, kocham ją czy nie, bluza z kapturem zapewnia mi bezpieczeństwo.

Jonah powtarza mi, żebym nie szukała jeszcze żadnej pracy, bo to nie jest bezpieczne, ale nie mogę tak dłużej żyć. Ciągle kupuje mi jedzenie.

Dowiedziałam się też, że ten dom należy do niego, a on odmawia przyjęcia moich pieniędzy na czynsz.

Tydzień wcześniej odwoził mnie do szkoły i dał mi bilet na autobus na cały semestr.

W zeszłym tygodniu, kiedy zaoferował mi pieniądze po kolejnej nieudanej rozmowie kwalifikacyjnej, prawie się załamałam. Potrząsnął głową i nazwał mnie nienormalną.

Stwierdził, że nigdy nie spotkał nikogo, kto by się załamał po tym, jak zaoferowano mu pieniądze. Potem wsunął pieniądze do mojego słoika na przekleństwa i wyszedł.

Tak naprawdę nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to, żeby moje życie nie było już kontrolowane przez watahę Loup Noir. Chcę się od nich uwolnić.

Dlaczego nie mogą mnie po prostu zostawić w spokoju? Chcę po prostu żyć normalnie. Wilkołaki i te inne stworzenia to kłopoty.

Sprawiają, że moje życie jest ciężkie i czasami nie mogę sobie z tym poradzić.

Jonah i Jorden są jedynymi dwoma "nienormalnymi" ludźmi, których mogę teraz wpuścić do mojego życia.

Po prysznicu wkładam workowaty t-shirt i spodenki od piżamy i wędruję do salonu. Jest już po ósmej, ale nikogo innego nie ma w domu.

W domu jest bardzo cicho i panuje całkowita ciemność, z wyjątkiem światła z mojej sypialni. Włączam światło i telewizor, kładę się na kanapie i próbuję czytać.

To na nic, naprawdę. Mój umysł ciągle dryfuje w kierunku pewnego nieludzkiego blond Adonisa. Dowiedziałam się, że ma na imię Kaspian. Nawet jego imię jest seksowne.

Cały czas słyszę, jak dziewczyny o nim mówią. Minęło już kilka tygodni od czasu, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy.

Nadal widuję go raz w tygodniu w tej sali wykładowej. Od tamtej pory widziałam go też kilka razy na terenie kampusu.

Prawie zawsze jest w towarzystwie tych trzech oszałamiająco pięknych dziewczyn, które zwracają na siebie uwagę, gdziekolwiek się pojawią. Żadna z nich nie jest człowiekiem.

Jeśli nie jest z żadną z nich, zawsze jest otoczony przez ludzkie dziewczyny, które rywalizują o jego uwagę. Niektóre z nich wyglądają na tak zdesperowane, że jest to aż żenujące.

Są chwile, kiedy zdaje się ignorować ich uwagę i wygląda na znudzonego, ale są też dni, kiedy zdaje się czerpać z tego przyjemność.

Jego oczy zatrzymują się na piersiach, które niemal wylewają się z ich staników, albo na nogach pod szortami i spódniczkami tak drobnymi, że równie dobrze mogłyby być niewidoczne. To jest obrzydliwe.

Może to moja wina. Powinnam przestać go obserwować. Czuję się jak podglądacz, ale nic na to nie poradzę.

Ślubuję, że nie będę jedną z tych dziewczyn, które się za nim oglądają i robią z siebie idiotkę, bez względu na to, jak kurewsko jest wspaniały.

Nie mogę pozbyć się go z moich myśli i to doprowadza mnie do szaleństwa. Dlaczego tak mnie do niego ciągnie? Wiem, że jest wspaniały, ale to jest głupie.

Nie chcę, żeby mnie do niego ciągnęło.

Czekaj. Czy moja książka jest odwrócona do góry nogami?

Rzucam książkę na sofę w momencie, gdy podjeżdża Jeep Jonaha. Światła z jego samochodu wpadają do salonu przez szczeliny w żaluzjach.

Zgasił silnik i po chwili wszedł do środka.

– Zamierzam zamówić chińszczyznę. Na co masz ochotę? – pyta, przechodząc obok mnie przez salon. Cały Jonah.

"Cześć" i "jak się masz" nie istnieją w jego słowniku.

– Cokolwiek – wiem, że nie będę płacić i źle się czuję, prosząc nawet o to.

Poza tym, zjem wszystko, co jest w menu. Jedzenie to jedzenie. Nie wybrzydzam.

Jonah znika w swoim pokoju i słyszę, jak składa zamówienie przez telefon, zanim zamyka drzwi. Dwadzieścia minut później dołącza do mnie na sofie.

Jego włosy są wilgotne od prysznica. Wygląda na zrelaksowanego w swoich szortach i szarej koszulce z krótkim rękawem.

Sięga za mną po pilota i zaczyna zmieniać kanał.

– Jonah, myślisz, że już ich nie ma?

Nie odpowiada mi. Po prostu ciągle zmienia kanały. Czasami wydaje mi się, że zmienianie kanałów to jego hobby.

Tak naprawdę niczego nie ogląda, tylko zmienia kanały.

Czasami zatrzymuje się, gdy widzi coś interesującego, a kiedy zaczynam się wciągać w program, on znowu zmienia kanał.

Podejrzewam, że robi to tylko po to, żeby mnie wkurzyć.

– Jonah! – pociągam go za ramię. – Myślisz, że tropiciele z watahy Loup Noir już zniknęli?

Nadal mnie ignoruje, ale zatrzymuje się na ESPN, żeby obejrzeć wiadomości sportowe.

– Jonah. Jonaaah! Jonaaaah!!! – zaczynam szturchać jego ramię moim palcem wskazującym.

– Jesteś irytująca! – mówi.

Oczywiście, że jestem.

– Jeśli po prostu odpowiedziałbyś na moje pytanie, jak normalny człowiek, nie musiałabym być tak denerwująca, prawda?

On tylko chrząka, patrząc na telewizor. Znowu zaczyna zmieniać kanał, a ja zaczynam się niecierpliwić, więc wyrywam mu pilota z ręki.

– Odeszli? Tak czy nie? – pytam go. – Jonah, po prostu powiedz tak lub nie.

– Po prostu dalej noś bluzę z kapturem – mówi, wyrywając pilota z mojej ręki.

– Ale ona śmierdzi i jest brzydka i nie mogę dostać przez nią pracy – protestuję.

– Już ich nie ma, prawda?

On znowu chrząka i zmienia kanał.

Czy to oznacza "tak" czy "nie"? To jest takie zagmatwane. Odmawia odpowiedzi na proste pytanie. Nawet nie chce na mnie spojrzeć.

Nagle dociera do mnie, co się stało. Nie ma ich! Prawdopodobnie nie ma ich już od tygodni. Jonah chce tylko, żebym nadal nosiła śmierdzącą bluzę z kapturem.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś, że ich nie ma? Dlaczego pozwoliłeś mi nosić tą brzydką bluzę z kapturem? – pytam go. – Jonah?

– Ta bluza uchroni cię od kłopotów. Dzięki niej te kutasy z college'u nie będą na ciebie patrzeć. Nie wiesz, jacy oni są. Mają jedną rzecz w głowie, kiedy widzą dziewczyny takie jak...

– Naprawdę? Na serio, Jonah? Czy teraz pouczasz mnie o zwyczajach ptaków i pszczół?

Jestem lekko wściekła, że kazał mi ją nosić dłużej niż to konieczne, ale nigdy go takiego nie widziałam.

Na jego twarzy pojawił się grymas, kiedy wspomniałam o zwyczajach ptaków i pszczół. To takie komiczne.

Więc niewinnie mówię: – Nana kiedyś ze mną rozmawiała o ptakach i pszczołach. Opowiedziała mi o tym, jak powstają dzieci. Część tatusia przechodzi w część mamusi. Potem oni...

– Dość! – mówi, podnosząc się z sofy. Jego twarz jest lekko czerwona.

Kładę dłonie na ustach, żeby stłumić śmiech. O Boże, to najzabawniejsza rzecz w historii!

Jonah wygląda na takiego, któremu ulżyło, kiedy rozlega się dzwonek do drzwi. Nie może uciec wystarczająco szybko, żeby otworzyć drzwi. Jedzenie już przyszło.

Powinien być wdzięczny, że nie powiedziałam mu prawdziwej wersji rozmowy Nany o ptakach i pszczołach, która miała miejsce, gdy miałam osiem lat.

Pozostawiła mnie dość wstrząśniętą i sprawiła, że przez następne kilka lat po tej rozmowie patrzyłam na chłopców podejrzliwie, a na kobiety w ciąży z sympatią.

Na stoliku przed nami leżały sajgonki, krewetki, smażony ryż z kurczakiem, żeberka z miodowym czosnkiem, wołowina z brokułami i kurczak Kung Pau.

– Wow, dużo jedzenia – komentuję.

– Czy teraz narzekasz? – pyta mnie.

– Nie, w życiu – mówię szybko, potrząsając gwałtownie głową. – Nana zwykła mawiać, że jeśli chodzi o jedzenie, nigdy nie ma go dość – mówię mu.

On chrząka w zgodzie, a potem jemy w ciszy. Wciąż próbuję sobie ułożyć w głowie myśl, że w końcu jestem wolna od bluzy z kapturem.

A więc przez cały ten czas Jonah chciał mnie powstrzymać przed spotykaniem się z mężczyznami, a raczej mężczyzn przed spotykaniem się ze mną. Nie mogę się powstrzymać od planowania, w co ubiorę się na poniedziałkowe zajęcia.

Podejrzewam, że Jonahowi po prostu ulżyło, że już nie zawracam mu głowy ptakami i pszczołami, częścią tatusiową i częścią mamusiową.

Po jedzeniu sprzątamy i przez chwilę oglądamy telewizję. Potem Jonah znika w swojej sypialni.

Kilka minut później wychodzi ubrany w tę samą szarą koszulkę, ale z parą czarnych dżinsów i butami motocyklowymi.

– Dokąd idziesz? – pytam go.

– Na zewnątrz.

– Na zewnątrz? Wychodzisz na imprezę? Mogę iść? – pytam go z niecierpliwością.

– Proszę? Mogę iść z tobą? Będę grzeczna, obiecuję. Będę super suuuper grzeczna. Proszę? Proszę?

– Nie.

– Mogę być twoim skrzydłowym... albo skrzydłową.

– Nie.

Porażka.

***

Czuję zapach jedzenia jeszcze zanim otworzę oczy. Poranne światło słoneczne przebija się przez szczeliny w żaluzjach. Sobota. Jak ja kocham sobotę.

Zegar na ścianie pokazuje, że jest tuż po ósmej rano. Za wcześnie, żeby wstawać, ale zapach jedzenia sprawia, że nabieram wody w ustach.

Hmmm... jedzenie czy łóżko? Takie trudne decyzje tak wcześnie rano. Walka. Życie jest niesprawiedliwe.

W końcu po dziesięciu minutach debatowania doszłam do decyzji. To jest to! Żołądek mi burczy.

Layla stoi przy kuchence i robi śniadanie. Jajecznica i placki ziemniaczane. Zapach kawy jest niebiański.

– Dzień dobry, śpiochu! – mówi Layla wesoło.

– Dzień dobry, Layla. Boże, kobieto, ty robisz śniadanie! Mogłabym się z tobą ożenić – mówię jej. – Gdybym szła w tym kierunku.

Layla śmieje się, podczas gdy Isaac, który wcina już swoje śniadanie przy małym stoliku, rzuca mi mrugnięcie. Głównie dlatego, że jego usta są pełne.

Lana, która wkłada chleb do tostera, po prostu nas ignoruje.

Ostatnio lepiej dogaduję się z Isaakiem. Nie flirtuje już ze mną tak często. Myślę, że Jonah może mieć z tym coś wspólnego.

Lana przeważnie mnie ignoruje, co wcale mi nie przeszkadza.

– Byłoby lepiej, gdybyś nam też usmażyła bekon – mówi Isaac, patrząc z nadzieją na Laylę.

– Ja nie jem bekonu. Chcesz bekonu, to sam go przygotuj – odpowiada Layla.

Layla nakłada nam jedzenie, gdy drzwi do sypialni Jonaha otwierają się i wychodzi z niej dziewczyna w moim wieku.

Ma na sobie biało-czerwoną flanelową koszulę przewiązaną w pasie i kowbojskie buty.

Jej brudne blond włosy wyglądają na sztywne i przyklejone do jednej strony głowy, a pod oczami ma rozmazany eyeliner i tusz do rzęs.

Jeśli to nie jest spacer wstydu, nie wiem, co to jest.

– Cześć – mówi z wielkim uśmiechem.

– Myślałam, że w ostatni weekend miał inną dziewczynę – szepczę do Layli, gdy dziwna dziewczyna zerka na jedzenie na kuchence.

– Co tydzień ma inną dziewczynę – szepcze do mnie Isaac z uśmiechem. – Żadna z nich nie jest jego dziewczyną. Och-uch, dramat.

– Dlaczego wciąż tu jesteś? – pyta Lana. – On nie oferuje śniadania za łatwy seks.

Jej oczy strzelają sztyletami w dziewczynę. Dziewczyna cofa się, jakby została spoliczkowana, i widzę, że z trudem przychodzi jej wymyślenie odpowiedzi.

Myślę, że w wyrazie twarzy Lany jest coś bliskiego zazdrości i bólu, gdy patrzy na Jonaha wychodzącego z pokoju z kluczami dyndającymi w palcach.

– Gotowa, Lisa? Muszę jeszcze gdzieś być – mówi Jonah.

– Abby – odpowiada dziewczyna. – Mam na imię Abby.

– Jasne – mówi Jonah wzruszając ramionami, jakby to nie miało znaczenia.

– Pójdę po portfel i telefon. Zostały u ciebie w pokoju – odpowiada dziewczyna.

Isaac, Layla i ja po prostu siedzimy w milczeniu, patrząc z szeroko otwartymi ustami. Nagle dotarło do mnie, co się stało. Mój kuzyn jest męską dziwką!

Widzę, że nie jest mu trudno znaleźć chętne dziewczyny w tym rejonie college'u.

Po raz pierwszy przyglądam się kuzynowi krytycznym okiem, próbuję zobaczyć go tak, jak widzą go inne dziewczyny. Nie wygląda źle.

Wysoki, z błyszczącymi ciemnymi włosami, przeszywającymi ciemnobrązowymi oczami, wyrzeźbionymi rysami, opaloną na złoto skórą, umięśnionym ciałem z tatuażami, przekłutymi uszami, kolczykiem na ustach.

Myślę, że niektóre dziewczyny mogą nawet powiedzieć, że jest gorący, ale to mój kuzyn, więc, fuuuu.

– Hej, czy choroby weneryczne dotykają tylko ludzi, czy także... errr... inne stworzenia? – pytam Jonah, kiedy kradnie kęs mojej jajecznicy.

Mówiąc o innych stworzeniach, mam na myśli wilkołaki.

– O co chodzi z tym osądzającym pytaniem?

Osądzające pytanie? Myślałam, że to uzasadniona obawa.

– Ktoś jest drażliwy – rzucam.

– Jesteś bardzo irytująca – mówi. To prawda.

***

Jest poniedziałek rano, a ja nucę do siebie, gdy szykuję się do zajęć. Większość ludzi nienawidzi poniedziałków, ale mi to nie przeszkadza, chociaż bardziej lubię soboty.

Nie mogę się doczekać tej soboty, zwłaszcza, że dziś po raz pierwszy nie mam już na sobie obrzydliwej bluzy z kapturem.

Dziś rano mam na sobie śliczną, białą sukienkę. Ma różowy nadruk wokół obszycia i dekoltu.

Włosy zaplatam w luźny warkocz, na usta nakładam błyszczyk, a na nogi zakładam sandałki z paskami.

Na szyi mam łańcuszek z białego złota. Wisi na nim mały, okrągły wisiorek z wygrawerowaną literą Q.

To był prezent od Nany i noszę go na szyi odkąd pamiętam.

Łóżko Layli jest już pościelone. Wstała rano, mimo że nie ma dziś porannych zajęć.

Staram się nie nazywać siebie ponownie seksowną bestią, zwłaszcza po tym pierwszym dniu, na wszelki wypadek, gdyby Layla słuchała.

Jonah patrzy na mnie z dezaprobatą, kiedy wychodzę z pokoju. Staram się nie przewracać oczami. Jonah zachowuje się jak taki tata, a nie jest nawet na tyle dorosły, żeby być moim ojcem.

Chce mnie okryć tą bluzą z kapturem, żebym się nie pokazywała mężczyznom. Chce, żebym trzymała się z dala od imprez.

Prawdopodobnie chciałby trzymać mnie zamkniętą w swoim pokoju do osiemdziesiątki, gdyby mógł.

Szkoda, że ja mam inne plany, które obejmują normalnych gorących ludzkich mężczyzn... wielu z nich.

Nie mam partnera jak wilkołaki, więc muszę pocałować wiele żab i ropuch, zanim znajdę swojego księcia z bajki, prawda?

Obraz blond boga miga w mojej głowie. Och, nie, nie, nie. On nie jest żadnym księciem z bajki. Jest dokładnie takim typem, od którego należy trzymać się z daleka.

Nienawidzę tego, że nie mogę trzymać go z dala od moich myśli. Nawet śni mi się nocami. Wolałabym przekłuć sobie gałki oczne widelcem, niż przyznać się do tego innej żywej duszy.

***

Moje pierwsze zajęcia bez śmierdzącej bluzy z kapturem jak do tej pory przebiegają dobrze. Nie mam jeszcze żadnych przyjaciół, ale kilka dziewczyn się do mnie uśmiecha. Złapałam też kilka spojrzeń od innych.

To miłe uczucie, ponieważ wcześniej źle się czułam. Może jestem próżna, ale nie jestem przyzwyczajona do bycia ignorowaną i niewidzialną.

Wiem, że nie jestem seksowną bestią, ale wiem też, że nie jestem brzydka. Poza tym, jestem bardzo przyjazną osobą, pomimo tego, że jestem trochę irytująca.

– Cześć, jestem Evelyn – szepcze dziewczyna siedząca obok mnie pod koniec wykładu.

Ma otwarty, przyjazny uśmiech i życzliwe, ale psotne oczy. Jej krótkie ciemnobrązowe włosy opadają na ramiona.

– Quincy – mówię do niej.

– Miło mi cię poznać, Quincy. To jest mój przyjaciel Travis – mówi. – Chciałby z tobą porozmawiać.

Unoszę brew i pochylam się, aby spojrzeć na faceta siedzącego obok niej. On kopie jej nogę, a ona się śmieje.

– Ups. Przepraszam, nie miałam ci tego mówić. Ups.

Myślę, że znowu kopnął jej nogę pod stołem.

Travis jest naprawdę uroczy w nerdowskim typie. Jest chudy i nosi okulary w ciemnej oprawce. Mógłby być Clarkiem Kentem, gdyby Clark Kent był chudy i miał rumiane czerwone policzki.

Całkowicie uroczy.

Zarówno Evelyn jak i Travis są całkowicie ludzcy. Właśnie tego mi trzeba.

Evelyn i Travis są najlepszymi przyjaciółmi od czasów liceum, a teraz są moimi pierwszymi przyjaciółmi na studiach. Jakie to niesamowite?

Spędzam z nimi czas rozmawiając, ale jestem już trochę spóźniona na moje drugie zajęcia. Cóż, nie do końca spóźniona, ale zazwyczaj jestem tam wcześniej.

Dzisiaj jestem właściwie na czas. Biegnę do następnego budynku i oddycham z ulgą, gdy dołączam do dużej grupy studentów spieszących się, by wejść przez drzwi sali wykładowej.

Gdy wchodzę do sali, mój wzrok automatycznie przyciąga wspaniała postać wylegująca się leniwie i niedbale jak zwykle na krześle na środku audytorium.

Serce bije mi szybciej i żołądek zaciska się za każdym razem, gdy go widzę.

Ma na sobie białą koszulkę polo, która mocno podkreśla jego klatkę piersiową. Jego złote loki są jak zwykle idealnie na swoim miejscu.

Przez otwarte drzwi wpada wiatr, a on nagle siedzi wyprostowany. Podnosi twarz do góry, jakby wąchał powietrze, a jego nozdrza rozchylają się jak u drapieżnika wąchającego swoją ofiarę.

Odwraca twarz, a jego oczy skanują tłum. Jego intensywne, poszukujące oczy zatrzymują się, gdy lądują na mnie. Ciemne i zaciekłe.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea