W łóżku z królem - Okładka książki

W łóżku z królem

J. M. Felic

Rozdział 5

LUCIEN

Jestem legendą. Jestem nieistotny. Będę czcigodny. Będę tak wysoko...

Wydarzenia tej nocy sprawiły, że poczułem zawrót głowy.

Starożytne lustro, które ta kobieta podarowała do muzeum uniwersyteckiego, miało w sobie dużą ilość zaxońskiego srebra.

To znaczy, że zostało stworzone w moim królestwie.

Ktoś spiskował w moim królestwie, korzystając z jego zasobów naturalnych bez mojej zgody.

Pieprzone gnidy.

Skrócę ich o głowy.

Doktor Danes powiedział mi, że istnieje otwarty portal na Ziemię. Przynajmniej teraz wiedziałem, gdzie się znajduje.

Teraz musiałem się tylko dowiedzieć, kto go stworzył i jak się go pozbyć.

Ale gdy próbowałem przepytać tajemniczą kobietę, moja spokojna, opanowana fasada pękła, gdy tylko zobaczyłem wirujące zaxońskie srebro na tafli lustra.

Ziemianie nie mogli tego zobaczyć, ale ja mogłem – z powodu mojej zaxońskiej królewskiej krwi.

Nie mogłem jej winić, kiedy po moim wybuchu zaczęła mnie unikać, gdy kontynuowaliśmy zwiedzanie muzeum.

Wiele razy nasze spojrzenia się spotykały i wiele razy przyłapałem ją na chowaniu się za innymi zwiedzającymi lub samym profesorem.

Próbowała się opanować, zachowując się tak, jakbym jej wcześniej nie onieśmielił.

I jakbym wcześniej nie sprawił, że była mokra i spragniona...

– Wasza Wysokość, myślałem, że zostaniecie tylko na godzinę? – zapytał mnie dr Danes.

– Myślę, że zostanę dłużej. Muszę przeprowadzić śledztwo w pewnej sprawie – odpowiedziałam, spoglądając przelotnie obok niego na cudowne plecy Nicolette, widoczne za szklaną gablotą.

Dr Danes spojrzał na mnie drwiąco. Odwrócił się subtelnie w bok i prześledził drogę do miejsca, gdzie padły moje oczy.

– Och, prowadzisz dochodzenie, w porządku – stwierdził, obdarzając mnie uśmieszkiem.

Warknęłam na niego i zmieniłem temat. – Chcę to lustro z Malty. Dostarcz je do mojego apartamentu zanim ta noc dobiegnie końca.

Uśmiech profesora przygasł. – Lustro? Masz na myśli to, które podarowała pani Holland?

Nie zaszczyciłem go nawet skinieniem głowy.

Kurwa, czy mój rozkazujący ton nie jest wystarczająco oczywisty?

– Ale to jest teraz własność uniwersytetu, Wasza Wysokość. Nie mogę po prostu zabrać go z muzeum bez poinformowania profesora Mallorie’go lub dyrektora uniwersytetu. Dlaczego w ogóle je chcesz mój panie?

– To własność Zaxonian, profesorze. Nie pani Holland. A już na pewno nie uniwersytetu.

– Zaxonian? Ale przybyło tu z Malty – zmarszczył brwi.

– Zrób to, co ci kazałem – powiedziałem, posyłając mu zabójcze spojrzenie. – Powiedz dyrektorowi uniwersytetu i swojemu koledze, że wpłacę niezłą sumę w zamian za to lustro.

W końcu pochylił nisko głowę, poddając się. – Zrobię, jak sobie życzysz.

Kiedy zostawił mnie samego, ponownie zeskanowałem pomieszczenie w poszukiwaniu kobiety.

Ale nigdzie jej nie było widać.

Moja Desime próbuje się wymknąć.

Ruszyłem w stronę schodów.

Nie mogła daleko zajść w tych obcasach.

Gdybym ją złapał, nie pozwoliłbym jej uciec ponownie – nie bez dostarczenia mi informacji, których potrzebowałem.

Nawet jeśli to oznaczałoby, że muszę ją zamknąć.

Albo zmusić ją do jęczenia.

Cokolwiek będzie mi na rękę.

Zanim dotarłem do foyer, zobaczyłem taksówkę, która właśnie odjeżdżała od krawężnika.

Musi być w środku.

Jęknąłem.

Cholera, jest szybka.

Ale podoba mi się to.

Mężczyzna obdarzony taką urodą jak ja rzadko kiedy doświadcza dreszczyku uganiania się za kimś.

Pospiesznie wezwałem lokaja, żeby przyprowadził mojego Maybacha.

– Dobrze zaopiekowałeś się moją zabawką – powiedziałem, gdy mężczyzna zaparkował go przede mną. Wyciągnąłem z portfela zwitek gotówki i wcisnąłem mu go do ręki. Pokazał mi szczerbaty uśmiech.

– Mogę być twoim kierowcą, jeśli potrzebujesz, szefie – zaoferował.

Uśmiechnąłem się do niego, zanim wsunąłem się na siedzenie kierowcy. – Najpierw skończ studia.

Znalazłem się poza terenem uniwersytetu w czasie krótszym, niż zajęłoby to kobiecie zapięcie mojego rozporka.

Żółta taksówka. Toyota, model 2014. Numer rejestracyjny APT 3242.

Jednym spojrzeniem zdołałem zapamiętać informacje o taksówce.

Szukając pojazdu, moje oczy dostrzegły go skręcającego w alejkę. Wcisnąłem gaz do dechy, a silnik zaryczał.

Na szczęście ruch uliczny był po mojej stronie. Przeciąłem drogę żółtej taksówce, której opony zatrzymały się centymetry od mojego zderzaka.

Błyskawicznie wysiadłem z samochodu, podbiegłem do taksówki i otworzyłem drzwi tylnego siedzenia.

Zerknąłem na kobietę, którą ujrzałem na tylnym siedzeniu.

Blondynka, hojnie obdarzona przez naturę, obcisła spódniczka.

To nie moja Desime.

Zwykłe zero.

Zaskoczone zero, przegryzające dolną wargę, które cieszyło się z mojego najścia.

– Umm – mruknęła, chowając luźny kosmyk na ucho, a potem pochylając się w moją stronę, by pokazać swój dekolt – mogę ci w czymś pomóc?

Zatrzasnąłem drzwi, prosto przed jej bezużyteczną twarzą.

Kurwa!

Co za marnotrawstwo czasu i paliwa.

Gdzie jest moja Desime?

NICOLETTE

By opuścić teren uniwersytetu użyłam tylnej bramy.

Nie wiedziałam dlaczego, ale przeczucie mówiło mi, że muszę się stamtąd wydostać.

Gdy tylko dotarłam do domu, wzięłam gorącą kąpiel.

Mocząc się w wannie, myślami wracałam do nocy, którą przeżyłam...

Wiedziałam, że powinnam się martwić o niebezpieczne zamiary pana Ozrica.

Ale kiedy ciepła woda spływała kaskadami po moim ciele, jedyną rzeczą, o którą naprawdę się martwiłam, było to, że już nigdy go nie zobaczę.

Im bardziej wyobrażałam sobie jego oczy, jego twarz, jego ciało, tym częściej moja ręka wędrowała między uda.

Ale kiedy już miałam dotknąć tego wrażliwego miejsca, odciągnęłam rękę.

Co ty wyrabiasz, Nikki?

Ten człowiek to same kłopoty!

Zrujnuje ci życie.

Dziś w ułamku sekundy przeszedł od śmiałości do niebezpiecznej zaborczości!!

Kto wie do jakich okropności jest jeszcze zdolny?

Powinnam za wszelką cenę unikać kontaktu z nim.

Zanim wyszłam z wanny, postanowiłam pozbyć się z głowy wszelkich myśli o nim, zwłaszcza tych brudnych.

Oparłam się nawet pokusie, żeby go wygooglować.

Moja szalona strona chciała wyszukać co tylko się dało na temat tego enigmatycznego mężczyzny o imieniu Darien Ozric.

Chciałam wiedzieć, jak zdobył swoje biznesowe imperium i co mówiły o nim media. Ale moja racjonalna strona kazała mi zaprzestać.

Właśnie kładłam się do łóżka, modląc się, żeby mi się nie przyśnił, kiedy zadzwoniła moja komórka.

Podniosłam ją. – Halo?

Moje usta natychmiast stały się suche, gdy rozmówca się odezwał.

– Ni...co...lette – pan Ozric wydukał moje imię, jakby górował nade mną, a ja była pod nim z szeroko rozłożonymi nogami.

Kurwa.

– Pan Oz...ric – powiedziałam dukając jak on, kpiąc z niego.

Oparłam się o ścianę, próbując powstrzymać chichot mojej zdradzieckiej podświadomości.

Nie spodziewałam się, że odnajdzie mnie po dzisiejszej imprezie.

Założyłam, że w zasadzie miał długą listę kobiet, gotowych i tylko czekających na numerek. Nie żebym myślała, że byłam jedną z nich.

– Skąd masz mój numer? – zapytałam.

– Kiedy jest się multimiliarderem, moja słodka, wszystko jest ci podawane na złotej tacy. Wliczając w to twój numer.

Ah! Czyli wszystko w porządku!

– Masz swoje zasoby, jak się zdaje. Ale sugeruję, żeby nie był pan tak oczywisty w tym co robi, panie Ozric. Mogłabym pomyśleć, że jest pan moim stalkerem.

Usłyszałam niski chichot po drugiej stronie. – Nie, proszę mi wierzyć, Nicolette. Stalker to nie jest właściwe słowo.

– Więc jakie jest właściwe? – zapytałam.

Gdy czekałam na jego odpowiedź, zdesperowana, by usłyszeć jego głos ponownie, wszystkie brudne myśli z powrotem zalały mój umysł.

Gdybym była lubieżną kobietą, dołączyłabym do pościgu i natychmiast rozpoczęła seks przez telefon.

Jego głos przez telefon był tak orgazmiczny.

Z tyłu głowy, poważnie rozważałam dotykania siebie, tam i wtedy.

W końcu, odezwał się ponownie.

– Odpowiem na twoje pytanie, jeśli zgodzisz się na randkę ze mną – odpowiedział.

– Randka? – wykrztusiłam – po co?

– Chcę, żebyś mnie doedukowała w zakresie archeologii.

Parsknęłam. Cóż za jawna wymówka.

– Hmmm, chcesz powiedzieć, że chcesz, abym odpowiedziała na litanię twoich pytań dotyczących tego lustra, tak? – wyjaśniłam.

– Hmmm, szybko się uczysz. Podoba mi się to.

Oczywiście...

Wcale nie jest zainteresowany moją osobą.

Tylko tym głupim, przeklętym lustrem.

– Cóż, panie Ozric, po tym, co zrobił pan z moją szyją, która, nawiasem mówiąc, wciąż bardzo mnie boli, zdecydowałam, że nie mam zamiaru mieć z panem więcej do czynienia. Jest pan kłopotem. Niczym migrena. Wrzód na dupie!

Znowu po drugiej stronie nastąpiła długa pauza, która przyprawiła mnie o dreszcze.

Rozważałam rozłączenie się, zanim zdąży odpowiedzieć, ale wtedy usłyszałam, jak długi wydech wydostaje się z jego ust.

– Wiesz, jesteś pierwszą kobietą, która kiedykolwiek miała czelność powiedzieć do mnie coś takiego.

Triumfalny uśmiech wstąpił mi na usta.

– Ale nie martw się, Nicolette – kontynuował – nie mam zamiaru wciskać swojego kutasa w twój ciasny tyłek. Czy to, co miałaś na myśli przez wrzód na dupie?

Matko kochana, nie powiedział tego!

Moje policzki płonęły z zażenowania.

– Słucham?! – powiedziałam.

– Przynajmniej jeszcze nie teraz – odpowiedział.

I z tymi słowami, odłożył słuchawkę, pozostawiając mnie pochłoniętą przez zażenowanie.

I niekontrolowane pragnienie.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea