Znaki, które nas łączą - Okładka książki

Znaki, które nas łączą

Vivienne Wren

5: Rozdział 5

AVA

„To właśnie powiedziałam!” Usiadłam w samochodzie i położyłam telefon na uchwycie na desce rozdzielczej. „Powtórzył te słowa. Musiał je jakoś usłyszeć”.

Maisy milczała przez chwilę. „Obowiązkowa obecność… To trochę dziwne, prawda?”

„Może boi się, że inaczej nikt się nie pojawi?” Wyjechałam na ulicę i skręciłam za róg.

„Może. Przyprowadzasz osobę towarzyszącą?”

Roześmiałam się. „Kogo mam przyprowadzić, Mais? Planujesz do mnie dołączyć?”

„Wiesz, że bym to zrobiła, gdybym mogła! Gdyby Gavin nie odmówił mi urlopu, już siedziałabym w samolocie”.

Przełknęłam ciężko. Jasne, poznałam kilku przyjaciół od czasu przeprowadzki, ale moi bliscy znajomi – z których najbliższa była Maisy – zostali w Seattle. Otrząsnęłam się ze smutku i wyprostowałam ramiona.

„Przynajmniej jest to dobry sposób na lepsze poznanie Tobiasa”.

„O tak!” powiedziała Maisy.

„Już prawie jestem, Mais. Muszę kończyć”. Pożegnałyśmy się, obiecując porozmawiać później tej nocy.

Weszłam do jednej z wind Brentstone i nacisnęłam przycisk obok numeru dwanaście. Tuż przed zamknięciem drzwi zobaczyłam pana Brentstone’a idącego w moją stronę.

Wpadłam w panikę, ale pamiętałam, by nacisnąć przycisk otwierania drzwi w samą porę, by mógł wsiąść.

Pan Brentstone wszedł do windy i spojrzał na mnie krótko, po czym odwrócił się do mnie plecami. Starałam się nie obrazić, ale nie mogłam się powstrzymać i zrobiłam minę na jego widok.

„Urocze”, powiedział.

Moje policzki rozgrzały się do czerwoności i szybko przeskanowałam windę, aby dowiedzieć się, jak mnie zobaczył. Wtedy zdałam sobie sprawę, że drzwi windy są lekko odblaskowe i zamknęłam oczy, przeklinając siebie po cichu.

Pan Brentstone odwrócił się do mnie. „Szukam kogoś do komitetu planującego przyjęcie”.

Moje oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. „Mnie?”

„Tak, ciebie, panno Mayweather”. Brzmiał na niezadowolonego. „Wygląda na to, że interesujesz się takimi rzeczami”.

Miałam zamiar skomentować to, że zakładał różne rzeczy, gdy w ogóle mnie nie znał, ale potem zdałam sobie sprawę, że przecież niosłam pudełko ozdób świątecznych, kiedy mnie poznał.

„W porządku”, odparłam niechętnie.

„Świetnie”. Ponownie odwrócił się do mnie plecami. „Możesz udekorować biuro dzisiaj po pracy. Zapisz nadgodziny”.

Zanim zdążyłam przetworzyć to, co powiedział, drzwi windy otworzyły się i wysiadł.

Dzień był wypełniony burzą mózgów, kilkoma nieco nudnymi spotkaniami i rozpoczęciem nowego projektu, kolejnej książki dla dzieci.

Szczerze mówiąc, były to moje ulubione prace, ponieważ mogłam pójść na całość. Zdecydowałam się użyć kombinacji akwareli i grafiki liniowej i muszę się pochwalić, jak dotąd wyglądało to świetnie.

Dzień skończył się zbyt szybko, a ze skupienia nad projektem wyrwał mnie August.

„Kilkoro z nas idzie wypić drinka w barze Mel’s po drugiej stronie ulicy. Dołączysz?”

„Do diabła tak!” Podskoczyłam, gotowa wyjść za nim, ale wtedy przypomniałam sobie o mojej niezbyt dobrowolnej pracy dekoratorskiej. „Właściwie, to muszę jednak zrezygnować? Jestem dziś zajęta”.

Biuro zaczęło się powoli opróżniać i wkrótce wydawało się, że zostałam tylko ja. Zastanawiałam się, kto zdecydował, że będzie to praca dla jednej kobiety i jak ja ~stałam się kobietą, która ją wykonuje.

Podeszłam do biura pana Brentstone’a. Nie miałam pojęcia, czego się ode mnie oczekuje i byłam prawie pewna, że wszyscy inni już wyszli.

Miałam nadzieję, że zapomniał i opuścił biuro, żebym mogła zrobić to samo. Może nawet uda mi się dogonić innych w Mel’s.

Zaczęłam wracać do swojego pokoju, zastanawiając się, czy mogę po prostu wyjść i udawać, że zapomniałam, kiedy usłyszałam za sobą otwierające się drzwi.

„Wybierasz się gdzieś?” Niski głos pana Brentstone’a sprawił, że moje wnętrzności podskoczyły.

Odwróciłam się i zobaczyłam go, jak stoi w drzwiach, z jedną ręką swobodnie opartą na słupku nad głową. Boże, jak przystojnie wyglądał. Wyrwij się z tego zamroczenia, Ava.

Nie byłam pewna, czy pan tu jeszcze jest”, skłamałam.

„Mogłaś zapukać. Ostatnim razem nie miałaś z tym problemu”.

Zmrużyłam oczy. „Wtedy nie odniosłam wrażenia, że mogę tak po prostu przyjść i przeszkodzić”.

„Dobrze”. Pan Brentstone wrócił do swojego biura i wyszedł niosąc pudełko z dekoracjami świątecznymi. „Po prostu… użyj swojej magii.” Położył pudełko na ladzie obok dystrybutorów wody.

***

Przez pełne dwie godziny „pracowałam nad swoją magią”. Ustawiłam dekoracje w taki sposób, aby biuro wyglądało odświętnie, a jednocześnie z klasą.

Użyłam nawet kredowego markera, aby narysować kaligraficzny cytat świąteczny na dużej, lustrzanej ścianie naprzeciwko strefy gastronomicznej. Rozwieszałam właśnie ostatnie błyszczące serpentyny, gdy pan Brentstone wyszedł ze swojego biura.

„Wygląda dobrze. Kończysz już?”

„Tak”. Wbiłam pinezkę w sufit, aby zabezpieczyć serpentynę. Cofnęłam się, by podziwiać swoje dzieło, ale zapomniałam, że stoję na drabinie.

Zaczęłam spadać – chwytając po drodze serpentynę, wyrywając ją z sufitu – i przygotowałam się na uderzenie.

Zamiast twardej ziemi poczułam dwie silne dłonie, które ścisnęły mnie za żebra.

„Ostrożnie”. Pan Brentstone podniósł mnie i postawił z powrotem na ziemi. „Jesteś dość podatna na wypadki, prawda?”

Dopiero po sekundzie dotarło do mnie, co powiedział. Moje wnętrze wirowało, a wzrok był zamazany. Czułam się prawie pijana. Czy uderzyłam się w głowę? Wzięłam głęboki oddech i pozbierałam się.

Tak”, pisnęłam, mój głos brzmiał dziwnie wysoko. Przełknęłam i spróbowałam ponownie. „Tak… Jestem najbardziej niezdarną osobą, jaką znam. To przekleństwo, naprawdę”.

„W takim razie trzymajmy cię z dala od drabiny. Nie narażaj się na niebezpieczeństwo, zwłaszcza w biurze”.

Wyjął mi serpentynę z ręki i przypiął ją z powrotem, nawet nie dotykając drabiny. Boże, jaki on był wysoki.

Rozejrzałam się po biurze. Wyglądało ładnie. Poklepałam się mentalnie po plecach.

„Myśli pan, że wygląda w porządku? Miałam nadzieję, że niedługo będę mogła wyjść”.

Pan Brentstone oparł się plecami o ladę, krzyżując ręce na piersi. „Czy musi pani gdzieś być, panno Mayweather?”

„Tak, właściwie, to tak” Byłam zaskoczona jego brakiem manier.

„Chcesz to nieco bardziej rozwinąć?”

Spojrzałam na niego oniemiała. Co za zuchwałość ~tego człowieka. To znaczy, wiedziałam, że był szefem i w ogóle, ale to musiało być przekroczenie jakiejś granicy.

„Pyta mnie pan, co planuję robić w wolną noc po tym, jak przez dwie godziny po ~zakończeniu mojej zmiany zajmowałam~ się ~dekorowaniem?”

„Powiedziałem ci, żebyś wpisała nadgodziny. Więc jakie masz plany?”

Zgarnęłam resztki dekoracji z lady do pudełka i podałam mu je.

„Dzwonię do przyjaciółki, jeśli musi pan wiedzieć”.

„Jak ma na imię?” Położył pudełko obok siebie.

Spojrzałam na niego. „Nie ma pan szacunku dla osobistych granic, prawda?”

Byłam zaskoczona własną odwagą. Nigdy wcześniej nie rozmawiałam w ten sposób z osobą z autorytetem. Z drugiej strony, żadna z nich nigdy nie wtrącała się w moje życie osobiste tak, jak robił to ten facet.

„Odpowiedz mi, Avo”.

Serce mi zadrżało, gdy wypowiedział moje imię w ten sposób. Chciałam go znienawidzić za to, jakim kutasem przekraczającym granice był, ale najwyraźniej podziałał na mnie i w inny sposób.

Ma ~na imię Maisy, jeśli musi pan wiedzieć. Czy to panu nie przeszkadza, panie Brentstone, czy też chciałby pan podsłuchać rozmowę?”

Rzucił mi chytry uśmieszek i uniósł brew. „Czy to zaproszenie?”

Byłam zbyt oszołomiona, by odpowiedzieć. Twarz pana Brentstone’a opadła nieco.

„To był żart. Jesteś bardzo spięta, wiesz o tym?”

Wszystkie dezorientujące uczucia zniknęły, pozostała tylko złość i niedowierzanie.

„Czy tak traktuje pan wszystkich swoich pracowników?”

„Tylko ciebie”, odpowiedział pan Brentstone. Podniósł pudełko i wrócił do swojego biura. „Idź do domu i porozmawiaj ze swoją przyjaciółką, Avo. Dobranoc”. Zamknął za sobą drzwi.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea