Manjari
Poniedziałkowy poranek nadszedł zbyt szybko jak na moje potrzeby. A kiedy weszłam na zajęcia z angielskiego, żałowałam, że w ogóle nadszedł.
James jak zwykle siedział tuż obok mojego biurka, przeglądając swój telefon, nieświadomy strachu, jaki we mnie wzbudzał. Przeszedł mnie zimny dreszcz, gdy ruszyłam, aby zająć swoje miejsce.
Czułam na sobie jego wzrok, gdy tylko zajęłam miejsce obok niego. Świadoma każdego mojego ruchu, usiadłam i zaczęłam wyjmować z torby rzeczy na zajęcia, nie mając odwagi spotkać się z jego spojrzeniem.
- Dlaczego teraz jesteś taka nieśmiała, Piggy? - powiedział James, sprawiając, że zatrzymałam się i spojrzałam na niego nieśmiało. Moje policzki rozgrzały się, gdy nasze oczy się spotkały. Jego spojrzenie było ostre i oskarżycielskie, i jak zawsze, zmuszające mnie do poddania się.
- Co się stało z dziwką, która nie mogła utrzymać rąk z dala od Lucasa poprzedniej nocy?
Znowu to samo. Dziwka.
- Przestań mnie tak nazywać. To nie jest...
- Dlaczego nie? Czy to nie ty powiedziałaś, że możesz puszczać się z każdym? - przerwał mi, opierając się o oparcie swojego krzesła. Jego oczy wędrowały po całej mojej postaci, a ja drżałam w samoświadomości.
Miałam na sobie różowo-biały top w paski, włożony do niebieskiej dżinsowej spódnicy, która sięgała mi do kolan.
Nigdy nie sądziłam, że ten strój jest zły, ale pod czujnym spojrzeniem Jamesa miałam nadzieję, że nie wyglądam w nim zbyt grubo.
- Spójrz na siebie - jego spojrzenie ponownie wwierciło się we mnie. - Nic dziwnego, że jesteś tak zdesperowana, że chciałaś wykorzystać mojego pijanego przyjaciela.
Jego słowa poczułam jak cios.
- Przestań - błagałam. - Nie chciałam nikogo wykorzystać. To nie jest to, co myślisz.
- Więc co to jest?
Moje usta się zamknęły. Nie sądziłam, że to był dobry pomysł, aby powiedzieć mu, co Lucas i ja planowaliśmy.
James drwił, gdy nic nie mówiłam. - Jeśli chcesz tego tak bardzo, to po co iść do Lucasa?Usiadł, a arogancki uśmieszek pojawił się na jego ustach, zanim pochylił się w moją stronę.
Nie zatrzymał się, aż nasze twarze były tylko kilka centymetrów od siebie.
Moje ciało zamarło, ale moje zmysły stały się nadaktywne na jego bliskość. Ślad bogatej wody kolońskiej zmieszanej z jego własnym piżmowym zapachem otoczył mnie.
Widziałam, jak źrenice w jego ciemnych oczach rozszerzają się, gdy przesuwają się, aby skanować moją twarz. Tak jak ostatnim razem na imprezie. Jego uśmieszek nieco opadł, gdy jego spojrzenie przesunęło się w dół, na moje usta, pozostając tam dłużej.
Zauważyłam, że jego wyniosłość znika i zastępuje ją coś innego, coś intensywnego.
Cholerne zoo trzepotało mi w brzuchu, prawdopodobnie ze strachu. To musiał być strach. Moja skóra płonęła pod jego spojrzeniem, gęsia skórka pojawiała się na całej jej powierzchni. Nie miałam wątpliwości, że moja twarz była w kolorze najjaśniejszej czerwieni.
- James? - szepnęłam, przerażona.
Jedno słowo, a to wystarczyło, aby zetrzeć oszołomione spojrzenie z jego twarzy. W jednej chwili, szyderczy błysk w jego oczach powrócił, wraz z tym ponurym uśmieszkiem.
Widząc to, w końcu zareagowałam i odsunęłam się trochę, ale James złapał mnie za kosmyk włosów na ramieniu i ponownie przyciągnął do siebie. Wiedziałam, że zaraz nastąpi coś złośliwego.
- Jeśli moja Piggy chce tego tak bardzo - zaczął James, jego miętowy oddech głaskał moją twarz - może przyjść do mnie. Dam ci to długo i mocno, tak jak chce tego taka gruba dziwka jak ty.
Z jednym ostatnim spojrzeniem, puścił mnie i usiadł z powrotem w swoim fotelu wygodnie, zachowując się tak, jakby właśnie mnie nie obraził.
On jest nienormalny!
Chciałam go mocno spoliczkować, albo wepchnąć jego twarz we własne biurko i zobaczyć jak się wije. Cokolwiek, żeby go zranić tak jak on zrobił to mi przed chwilą.
To było okropne, a moje poczucie własnej wartości cierpiało. Ale wszystko, co mogłam zrobić, to powstrzymać się od żałosnego skowytu i ucieczki na jego poniżającą uwagę. Jestem takim tchórzem.
Powalona i pokonana, wróciłam do swoich rzeczy na biurku. Otworzyłam swój podręcznik i czytałam to samo zdanie raz za razem, żeby powstrzymać łzy, aż do przyjścia pana Cronesa.
Starałam się jak mogłam, żeby zwrócić uwagę na naszego nauczyciela i zapomnieć o tym, co powiedział James, ale nie mogłam.
Ten łobuz, jak zawsze, potrafił swoimi złośliwymi sposobami zawładnąć moim umysłem, sprawiając, że powtarzałam sobie jego obelgi.
A mrowienie, które przechodziło przez moje ciało za każdym razem, gdy patrzył na mnie w klasie, też nie pomagało.
Tak bardzo go nienawidziłam.
***
- Powinnaś przyjść na próbę po południu - Lucas powiedział do mnie. - To lepsze niż bycie samej w bibliotece. Ponadto, można zobaczyć Addison potrząsającą pomponami.
Posłał wyzywając grymas do Addison, która była po mojej drugiej stronie.
Moja kuzynka spojrzała na niego. - Ze sposobem, w jaki wy gracie na boisku, myślałam, że zauważyłaś, że nie używamy pomponów w tym sezonie.
- Nie! - Lucas zmarszczył się. - Ale to właśnie w tym jest cała zabawa. Powinnyście ich używać.
Addison przewróciła oczami.
To był lunch, a Addison i ja szłyśmy do stołówki, kiedy dołączył do nas Lucas.
Nie widziałem go przez cały ranek, ale to głównie dlatego, że w poniedziałek zajęcia z matematyki, które mieliśmy razem, były po przerwie na obiad.
Trochę się obawiałam spotkania z nim z powodu incydentu na imprezie, ale Lucas, zachowując się tak, jakby się nie wydarzyło, usunął całą niezręczność z naszej rozmowy.
Nie wspomniał o imprezie, ja też nie. Ale miałam przeczucie, że Addison bardzo chce o tym porozmawiać, jeśli sugestywne spojrzenia, którymi mnie obrzucała, były jakąś wskazówką.
Dzisiaj po szkole miały się odbyć próby piłkarskie dla każdego, kto chciał być w drużynie.
Lucas powiedział mi, że są one przeprowadzane na początku każdego roku, a mecz, który miał się odbyć w przyszłym tygodniu, będzie dobrą rozgrzewką dla nowych graczy przed sezonem.
Nalegał, żebym przyszła i obejrzała próby, bo i tak miałam tu być, bo Addison też miała po szkole trening cheerleaderek i to ona zabierała mnie do domu.
Ilekroć Addison zostawała do późna, szłam do biblioteki, żeby na nią poczekać, a w międzyczasie odrabiałam lekcje.
Nie miałam problemu z tym układem, ponieważ oszczędzało to mój czas w domu i pozwalało mi pracować z tatą nad jego projektami związanymi z projektowaniem stron internetowych.
Jednak teraz, gdy Lucas tak żywo opowiadał o meczu, pomyślałam, że z przyjemnością popatrzę, jak on i Addison robią swoje na boisku.
Ale niestety, razem z nimi miała być też jedna osoba, którą gardziłam. Nie chciałam widzieć twarzy Jamesa po tym, co wydarzyło się na angielskim.
I miałam przeczucie, że jemu też nie spodobałby się mój widok, a biorąc pod uwagę jego osiągnięcia, dałby mi to do zrozumienia, obrzucając mnie swoimi okrutnymi obelgami.
Bałam się nawet naszych następnych zajęć, matematyki, razem.
- Widzimy się na treningu, Keily, prawda? - Lucas odwrócił się do mnie, jego brwi były uniesione, gdy czekał na moją odpowiedź.
- Jasne - przytaknęłam.
Nawet jeśli myśl o zobaczeniu tam Jamesa nie była przyjemna, nie chciałam zawieść Lucasa, zwłaszcza gdy był tak troskliwy i zawsze starał się, żebym czuła się uwzględniona.
Poza tym Addison pewnie by mnie zamordowała, gdybym odmówiła.
Uśmiechnął się, a Addison uśmiechnęła się szerzej. O Boże!
Kiedy dotarliśmy do stołówki, pierwszą osobą, która przykuła mój wzrok był oczywiście James. Siedział przy swoim stoliku z innymi chłopakami, a jego płonące oczy już mnie obserwowały.
Mogłam prawie zobaczyć ciemność ogarniającą jego twarz, gdy zauważył Lucasa obok mnie.
Byłam zbulwersowana jego uprawnieniami. Nie miał prawa strzelać do mnie sztyletami po tym, jak się zachował, i z nagłym wybuchem mojego własnego gniewu, chciałam mu to pokazać.
- Lucas, może usiądziesz dzisiaj z nami? - zapytałam Lucasa z promiennym uśmiechem, czując jak złość pewnego dupka się nasila.
- Chłopaki czekają - zerknął na swój stały stolik, przy którym siedział również James.
- Wiesz co? Chodźmy. Mam reputację rozgrywającego do utrzymania, a to oznacza otaczanie się pięknymi dziewczynami.
- Jesteś taki tani - powiedziała Addison, ale jej twarz rozjaśniła się szerokim uśmiechem. Patrzyła między nim a mną, wcale nie starając się być dyskretna w kwestii wyobrażania sobie imienia naszego dziecka.
- Właściwie jestem - Lucas drażnił się z powrotem. - Więc masz zamiar zapłacić za mój lunch?
- Nie martw się, ja zapłacę za to - zaoferowałam. To było najmniej, co mogłam zrobić po tym, jak był tak dobry dla mnie.
- A ona jest królową - Lucas rzucił rękę wokół mojego ramienia i pochylił głowę, sprawiając, że chichotałam.
Ale wszytko to prysło, gdy moje oczy podryfowały do Jamesa, który kipiał ze złości i ściskał mocno widelec w dłoni. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że się nie bałam.
Lucas puścił mnie, gdy ruszyliśmy, by stanąć w kolejce po nasz obiad, a potem usiadł z nami: Addison, Sadhvi, Lolą i mną.
Rozkoszowałabym się moim małym zwycięstwem, gdyby nie moje nemezis, którego wściekłe oczy obiecywały mi zemstę. Już nie żyję.
***
Widocznie przełknęłam, kiedy James wszedł do naszej klasy matematycznej i zaciekle spojrzał na mnie za moją zbrodnię istnienia. Lucas, który był tuż za nim, rzucił mi uśmiech, kiwając głową.
Chciałam zniknąć.
- Jestem tak podekscytowany próbami - Lucas zaćwierkał, kiedy zajął swoje miejsce obok mojego. Widziałam Jamesa siadającego się po jego drugiej stronie.
- Ja też - powiedział James, patrząc na mnie.
- Wiesz co, Keily? - Lucas brzmiał na podekscytowanego, co sprawiło, że oderwałam wzrok od Jamesa.
- Właśnie rozmawialiśmy z trenerem, a on chce, żeby James i ja zademonstrowali grę dla nowych uczniów. To nie jest tak wielka sprawa, ale ja po prostu uwielbiam mierzyć się z tymi żółtodziobami.
- To jest dobra zabawa: usłyszeć ich bolesne chrząknięcia, kiedy dostają pierwsze lanie ich życia.
- Brzmisz strasznie podekscytowany krzywdzeniem innych? - zapytałam, próbując zignorować przeszywające oczy Jamesa.
- Przysięgam, że jestem dobrą osobą, ale jeśli chodzi o futbol, jestem sadystą.
Przytaknęłam, próbując sprostać jego entuzjazmowi i zawodząc.
- Nadal przychodzisz, aby zobaczyć próby? - Lucas zapytał.
Moje oczy powędrowały do Jamesa, i zauważyłam zdziwienie na jego twarzy, zanim zmieniło się w coś złowrogiego. Miałam bardzo złe przeczucia co do tego.
- Tak, będę tam - powiedziałam, choć desperacko chciałam krzyczeć: "Nie".
- Upewnij się, aby nie wgnieść naszych ławek: właśnie były świeżo malowane - James dodał, wedle nawyku. Dupek.
Zarumieniłam się i spojrzałam w dół na moje biurko. To również był już nawyk.
- James, po prostu nie - usłyszałam westchnienie Lucasa.
Zaskakująco, reszta lekcji była spokojna, poza zwykłymi zaczepkami Jamesa, gdy Lucas próbował włączyć mnie do rozmowy.
Jednak miałam przeczucie, że to był spokój przed burzą. Dobra, może przesadziłam, ale wiedziałam, że w jakiś sposób się na mnie odegra.
W czasie lunchu zbuntowałam się przeciwko Jamesowi, celowo podążając za Lucasem, a on się na tym złapał.
Coś mi mówiło, że nie zareagował n mój bunt dobrze. Miałam za to zapłacić później.