Iya Hart
DIMITRI
Piękna niczym anioł bella, Anya ~Renée, wygląda katastrofalnie cudownie, gdy opuszczam szybę.
Mierząca pięć stóp i osiem centymetrów Anya Renée zawsze dobrze prezentowała się jako słodka dziewczyna. Jak niewiniątko nosi uwodzicielskie stroje – łączy minispódniczki i bluzki z fantazyjnymi blezerami, a jej blond włosy są zawsze idealnie ułożone.
Jej głębokie, orzechowe oczy wprawiają mnie w osłupienie, a wydatne usta sprawiają, że zazdroszczę ołówkowi, który trzyma między nimi podczas odrabiania lekcji.
Tak zobaczyłem ją po raz pierwszy w bibliotece uniwersyteckiej. To było jak przypływ uczuć, który mnie zaskoczył. Następnym razem zobaczyłem ją, gdy próbowała wymknąć się z mojego domu po nocy spędzonej z Blakiem.
Nie raz i nie dwa wpatrywałem się w nią pogrążony w wyobrażeniu, że koniec ołówka jest czymś znacznie większym i grubszym, wokół czego owija te pulchne, różowe usta. Czymś większym i grubszym, należącym do dolnej części mojego ciała.
Robię się coraz twardszy, gdy pokręcone myśli o tym, jak bawię się tymi blond pasmami, podczas gdy wbijam się w nią od tyłu, na chwilę odwracają moją uwagę od szczytnych celów.
To popieprzone, że myślę w ten sposób o dziewczynie mojego syna – lub byłej dziewczynie, jeśli już mam być dokładny.
Jest ode mnie młodsza o siedemnaście lat, a jednak za każdym razem, gdy widziałem ją z nim, przypominały mi się moje młodzieńcze lata. Nie mogłem przestać się zastanawiać, co by się stało, gdyby była moja.
Zafascynowany pomysłem, że mogłaby częściej do nas wpadać, dałem jej klucz, po czym przez cały czas miałem mniej przyjazne myśli, niż prawdopodobnie sobie wyobrażała.
Kiedy zobaczyłem jej zdruzgotane spojrzenie, musiałem pójść za nią. Ale najpierw półnaga cheerleaderka zbiegła po schodach. Po jej minie i poczuciu winy wypisanym na twarzy mojego syna od razu skojarzyłem, co zaszło.
„Nie wolisz zabrać się ze mną?” pytam Anyę i natychmiast uderza mnie, jak drapieżnie brzmi moja propozycja, choćby tylko dla mnie samego. To nie tak, że nie potrafię powstrzymać się od myśli o jej młodej cipce ujeżdżającej mojego kutasa, kiedy planuję bezpiecznie podrzucić ją z powrotem do jej mieszkania.
„Właśnie łapałam taksówkę”, odpowiada. „Nie chcę sprawiać kłopotu”.
„To żaden kłopot. Proszę, pozwól mi cię podwieźć”. Uśmiecham się do niej.
Przygryza dolną wargę, co rozprasza mnie na ułamek sekundy, po czym puszcza ją z cichym cmoknięciem. Wyobrażam sobie, jak pewnego dnia śledzę tę wargę językiem, liżę ścieżkę do doliny między jej cyckami.
Nie, nie, nie. Ona wciąż jest moją uczennicą. Nie mogę i nie powinienem iść tą drogą.
Po otwarciu drzwi wsuwa się na siedzenie pasażera i kładzie pudełko ciastek na desce rozdzielczej. Podnoszę szybę, co ucina hałas świata zewnętrznego, po czym ruszam przez zatłoczone ulice.
Jest cicha, tak cicha, że rzucam okiem na jej twarz w lusterku wstecznym. Wygląda na bliską płaczu, więc włączam radio, by trochę zagłuszyć jej smutek. Kolejne spojrzenia w jej stronę mówią mi, że muzyka działa, ale nie zamieniamy ani słowa.
Dotarcie do jej bloku nie zajmuje dużo czasu, a kiedy się zatrzymuję, Anya bez słowa sięga do drzwi.
W nagłej panice zatrzaskuję zamek. „Hej, poczekaj chwilę. Chcę tylko porozmawiać”. Wyjaśniam, zanim zdążyła założyć najgorsze.
Przybiera łagodniejszy wyraz twarzy, gdy odchyla się do tyłu, a spódnica podjeżdża jej do góry. „O czym?”
Odsłonięte uda przykuwają mój wzrok, do momentu, kiedy jej westchnienie rozbrzmiewa mi w uszach jak najsłodsza melodia. Bębniąc palcami po kierownicy, kiedy szukam odpowiednich słów. „Przepraszam. Za to, co zrobił Blake”, mówię w końcu.
Potrząsa głową i mówi: „To nie twoja wina”. Wydycha powietrze. „Po prostu mam pecha, panie Rossi”.
Jej słowa wywołują u mnie dyskomfort; chciałbym, żeby przestała mnie tak nazywać. Nie tylko brzmi to zbyt szczerze, ale także przypomina mi za każdym razem, gdy odpowiadała „tak, proszę pana” w college’u i jak tęskniłem za tym, by powiedziała to w odpowiedzi na jedno z moich niegrzecznych poleceń.
Zaciskam mocno usta, gdy w uszach rozbrzmiewają wspomnienia jej głośnych jęków z sypialni Blake’a, a przed oczami widzę ją ubraną tylko w chłopięcą koszulkę. Potem przychodzą moje fantazje o niej na kolanach, wykonującej moje rozkazy, aż zmuszam się do powrotu na ziemię.
Z powodu takich myśli nie umawiam się z dziewczynami, a zamiast tego odstresowuję się jako członek Private Affairs, ekskluzywnego klubu kink, prowadzonego przez mojego bliskiego przyjaciela, Lucę Kane’a. Tam mogę stracić zahamowania i poddać się moim zdeprawowanym fantazjom.
Anya przesuwa się w fotelu, co skupia moją uwagę.
Oczyszczam gardło. „Czy on cię kiedyś… skrzywdził?” Badam temat, by się upewnić, że nie przeoczyłem u syna niepokojących zachowań.
„Nie!” Anya potrząsnęła głową. „Nigdy. On taki nie jest”.
Ulga wypełnia moją klatkę piersiową i wypuszczam oddech. „Jeśli będzie próbował przekonać cię, żebyś do niego wróciła, zadzwoń do mnie, dobrze?”.
Anya milczy, ze wzrokiem wbitym gdzieś za przednią szybą. Muzyka w radiu cichnie, a delikatna, romantyczna piosenka zmienia nastrój w samochodzie. Obserwuję, jak silna fasada Anyi powoli pęka, a ona zaczyna cicho szlochać.
„Przepraszam”. Wzdycha i wyciera nos chusteczką. „Ja… Nigdy nie płaczę, ale… Dlaczego on mi to zrobił? Dlaczego nigdy nie jestem wystarczająca? Czy nie jestem ładna?”
Czy ona żartuje? Jest wspaniała. Jedyna w swoim rodzaju piękność. Gdybym był jej chłopakiem, nigdy nie pozwoliłbym jej odejść. Zatrzymałbym ją przy sobie.
O czym ja, kurwa, myślę?
„Anya, mój syn jest, no cóż, trochę popaprany”, przyznaję. „Nie mam zamiaru go usprawiedliwiać, ale nie pozwól, żebyś z jego powodu przestała się uśmiechać. Jesteś taka…”
Urywam, zanim zdążę powiedzieć coś, co wpędziłoby mnie w kłopoty, a ona spogląda na mnie, zaalarmowana przez niespodziewaną pauzę. Zamiast tego potrząsam lekko głową i się uśmiecham.
„Dziękuję, panie Rossi”. W zamian odwzajemnia mi uśmiech. „Dziękuję za podwiezienie do domu”.
„Czy potrzebujesz czegoś jeszcze? Mogę ci w czymś pomóc?”
„Cóż, przyda mi się przytulas, ale czeka na mnie moja najlepsza przyjaciółka”, kiwa głową w kierunku swojego mieszkania, „więc to będzie musiało poczekać”. Chichocze i odwraca się na swoim miejscu. Pociąga za klamkę i już ma wysiąść, kiedy łapię ją za rękę.
Odwraca się i spogląda na nasze złączone dłonie, a potem na mnie.
„Mogę cię przytulić”, mówię z głęboką nadzieją, że jej to nie wystraszy. „Ja też jestem twoim przyjacielem, prawda?”.
Wpatruje się we mnie szeroko otwartymi oczami, mruga, przełyka, a potem mówi. „Jest pan również moim profesorem. Profesorowie nie powinni dotykać swoich studentów w ten sposób”.
Natychmiast puszczam jej rękę i się cofam. „Przepraszam, masz rację. Nie pomyślałem”.
Odwraca się ode mnie, ale w lusterku dostrzegam jej uśmiech. Drzwi się otwierają, a ona wysiada.
Szczypię się w czoło, jakby to mogło wymazać moje istnienie z tego świata. Co za przeklęta wymówka, by jej dotknąć. Pewnie ma teraz o mnie jak najgorsze zdanie.
Dźwięk pukania do okna zmusza mnie do otwarcia oczu. Anya stoi tam z policzkami pokrytymi łzami.
Szybko opuszczam szybę. „Anya, jestem taki…”
Słowa zamierają mi w gardle, gdy ujmuje w dłonie moją twarz i pochyla się, by po chwili zetknąć ze mną usta.