M.H. Nox
HAZEL
– Wreszcie – zawołał głos, w jednej chwili przerywając napięcie. – Myślałam, że zapomniałaś o dzisiejszym wieczorze!
– C-Crystal? – wyjąkałam, a moje serce nadal biło jak oszalałe.
– A kto inny? – podeszła do mnie i zobaczyła moją bladość. – Wszystko w porządku?
Wzięłam głęboki oddech, żeby się uspokoić. Zupełnie zapomniałam, że umówiłyśmy się na nocny seans filmowy. Wiedziała, gdzie chowałam zapasowy klucz.
– Nic się nie dzieje – powiedziałam. – Tylko trochę się przestraszyłam.
– Ach, Pan Mroczny, Ponury i Przystojny tak zawrócił ci w głowie. – Poruszała brwiami w górę i w dół, spoglądając na mnie znacząco. – Jak było na kolacji?
Przewróciłam oczami i przeszłam obok niej do salonu, opadając na kanapę. – Było okej.
– No nie bądź taka – jęknęła, siadając obok mnie. – Szczegóły poproszę!
– Było całkiem miło – przyznałam. – Ale albo opowiem ci o tym, jak wyglądała moja całkowicie zwyczajna kolacja, albo obejrzymy twój durnowaty horror. Wybieraj.
Crystal przygryzła wargę. Była wielką fanką tandetnych horrorów klasy B i w końcu przekonała mnie, bym obejrzała z nią jakiś.
– Dobrze, dobrze, już dobrze. Nie możemy przegapić Kronik Wampirów! To będzie jazda bez trzymanki.
Potrząsnęłam głową i uśmiechnęłam się, kiedy włączyła film. Przewracałam tylko oczami, widząc, jak niedorzeczny był.
Patrzyłam bez emocji, jak aktorka krzyczała, podczas gdy mroczna bestia ganiała ją po lesie. Człowiek zmieniał się w potwora pod wpływem blasku księżyca w pełni.
Usiadłam, chrupiąc popcorn i wyłączając myślenie. To miała być długa noc.
SETH
Seth biegał z Natem wzdłuż granicy, zaznaczając swoje terytorium. Zwyczajowo alfa i beta robili to raz w tygodniu, aby upewnić się, że wszyscy w okolicy wiedzą, gdzie zaczyna się teren alfy.
Jego zapach obezwładniał i niewielu miało odwagę przekroczyć bez pozwolenia linię graniczną innego alfy.
Znajome dźwięki lasu były kojące, a alfa przemierzał go w wilczej postaci i dawno nie czuł się tak lekko jak teraz.
Przez długi czas biegli w przyjemnej ciszy, po czym głos Nate'a przebił się przez myśli Setha.
– Mama mówiła, że przyprowadziłeś dziewczynę na kolację – powiedział Nate, używając ich prywatnego połączenia jaźni, zarezerwowanego wyłącznie dla alfy i bety.
Seth westchnął. Powinien był wiedzieć, że June pójdzie z tym do Nate'a – w końcu beta był jej synem i miała nadzieję, że od niego dowie się czegoś więcej.
– Nie powinna była. – Jego ton być może zabrzmiał ostrzej niż powinien, ale przez Setha przemawiała frustracja.
Nie lubił, gdy ludzie mieszali się w jego sprawy, zwłaszcza w tak niepewne jak ta.
– Stary, daj spokój, była po prostu ciekawa, znasz moją mamę. Poza tym, nigdy nie przyprowadziłeś tam dziewczyny.
To była prawda i powinien był zdawać sobie sprawę, że przyprowadzenie jej do knajpy stanie się tematem plotek i spekulacji.
Inne wilkołaki wtedy w lokalu pewnie też zżerała ciekawość – przecież dwa z nich otwarcie prowadziły o nich dyskusję, gdy był tam z Hazel.
– Czy to właśnie ona? – zapytał Nate, gdy zapach gniewu przyjaciela już uleciał.
Seth skręcił w lewo, ruszając z powrotem w stronę watahy.
Zastanawiał się, czy w ogóle odpowiadać, ale może potrzebował tej rozmowy. Nate był jego betą i najlepszym przyjacielem. Osobą, która powinna stanowić dla niego oparcie i służyć mu radą.
– Tak.
– O, stary… – Głos Nate'a był pełen zdumienia.
– Wiem… tylko że ona jest człowiekiem i nie wie. Nie mam pojęcia, jak postąpić w tej sytuacji. – Jego ton był pełen rozpaczy.
Martwił się o to od pamiętnego dnia w parku, kiedy zdał sobie sprawę, że jest jego partnerką, a słowo „moja” wymknęło mu się, zanim zdążył je stłumić.
Była taka zdezorientowana, a on później obwiniał się o to.
– Wilkołaki czasami łączą się z ludźmi, to się zdarza. To znaczy, to nie tak częste, ale nie do końca niespotykane. Mamy kilka przypadków w naszej watasze – przekonywał Nate.
– Ale nie alphy. Nasze gody wyglądają inaczej niż u zwykłych wilkołaków, są o wiele bardziej intensywne, wiesz o tym.
To był kolejny powód do zmartwień. Gdyby tylko należał do zwykłych wilkołaków, nie borykałby się z tym problemem. Nadal byłoby to trudne, ale znacznie łatwiejsze niż w obecnej sytuacji.
– Nie mogę naznaczyć człowieka.
Znajdowali się teraz z powrotem w domu watahy, więc szybko wrócili do ludzkich postaci i wzięli swoje ubrania z szafek.
– Co zamierzasz zrobić? Nie potrafisz trzymać się od niej z daleka i jeszcze zabrałeś ją na kolację. To oznacza nic innego jak to, że zamierzasz ją zatrzymać.
Seth chciał spędzić z nią trochę czasu sam na sam, porozmawiać z nią i lepiej ją poznać. Może gdyby pobył z nią dłużej, wiedziałby, co zrobić.
Ponieważ sama nie wybrała miejsca, w którym mogliby zjeść kolację, początkowo chciał zabrać ją do siebie, gdzie mieliby więcej prywatności i uniknęliby plotek, skoro członkowie jego watahy nie widzieliby ich razem.
Ona jednak odmówiła, a jedynym miejscem, które przyszło mu do głowy i w którym czuł się bezpiecznie, była knajpka June.
– Zatrzymać ją? To nie jest zwierzę domowe – mruknął Seth, po czym westchnął.
– Ale prawda, tak czy inaczej nie mam wyboru. Tak jak powiedziałaś, nie dam rady trzymać się od niej z daleka, instynkt krzyczy, żebym był blisko niej i jej pilnował. Nie da się tego zignorować.
Próbował oczywiście zachowywać dystans, ale każdej nocy i tak czatował przed jej domem, czuwając, jakby jakaś niewidzialna moc ciągnęła go do niej – jakby to właśnie ona, a nie grawitacja, była siłą utrzymującą go przy ziemi.
Nate spojrzał na przyjaciela z zaciekawieniem. Nigdy wcześniej nie widział go w takim stanie, tak rozdartego.
Był typem człowieka, który zawsze miał plan; który jest pewien kolejnego kroku. To właśnie czyniło go tak dobrym alfą, ale gody były trudną sprawą, zwłaszcza jeśli w grę wchodził człowiek.
***
Tej samej nocy, gdy Seth został sam i mógł myśleć bez przeszkód, próbował zaplanować swój następny ruch, znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji.
Włóczył się po mieście i tak jak zdarzało się to przez większość nocy, wylądował znalazł się pod blokiem Hazel, jakby była latarnią morską prowadzącą go do bezpiecznego portu.
Spojrzał w niebo, jakby odpowiedzi miały mu się same ukazać, zapisane w gwiazdach, ale nie udało mu się ich dostrzec. Jak mógł ją chronić, skoro sam też stanowił zagrożenie?
I jeszcze sprawa łotrów, tych, którzy ją zaatakowali, jak również tych, którzy omijali jego granice i zabijali niewinnych ludzi wędrujących po lasach.
Łotry znano z tego, że były bardziej agresywne niż wilkołaki w stadach – przypominały pod tym względem raczej bestie, a nie ludzi.
Były niecywilizowane i mogły stanowić ogromne zagrożenie, ale zazwyczaj trzymały się na uboczu i nie łączyły się w grupy, by atakować określone obszary.
Seth nigdy nie spotkał się z tym, by zachowywały się w ten sposób. Było ich zbyt wiele w jednym miejscu, a on nie rozumiał ich motywów.
Nie istniało żadne logiczne wytłumaczenie tych zmian i to go niepokoiło.
Wspiął się po ścianie budynku Hazel, z łatwością znajdując punkty zaczepienia w małych szczelinach między cegłami, po czym znalazł się na dachu.
Rozejrzał się po mieście. Było tam tak wielu niewinnych – zarówno ludzi, jak i wilków – a on czuł, jak ciężar odpowiedzialności przygniata go jeszcze mocniej.
To byli jego podopieczni, nawet jeśli ludzie o tym nie wiedzieli i prędzej go diabli wezmą niż pozwoli komuś innemu wejść na jego terytorium i spróbować ich skrzywdzić.
Wziął głęboki oddech, wyodrębniając zapach Hazel wśród spośród woni miasta.
Kiedy przysłuchiwał się mocniej, mógł usłyszeć słaby dźwięk bicia jej sercai pozwolił sobie na odrobinę relaksu.
Hazel żyła i była bezpieczna. Na razie to wszystko, co się liczyło.
To mogło się jednak zmienić, gdyby wyjawił jej swoje prawdziwe oblicze.
Był wilkołakiem. Alfą. I nawet gdyby go zaakceptowała, nawet gdyby chciała zostać jego partnerką, to mogłoby to być dla niej śmiertelnie niebezpieczne.
Znak alfy był potężny. Wiedziano, że nawet wilkołacze towarzyszki mogą nosić po nim blizny, a ich szybciej przebiegające gojenie nie wystarczy, by je całkowicie wyleczyć. Seth nigdy nie słyszał o alfie łączącym się z człowiekiem.
Jeśli kiedykolwiek się z nią połączy... jeśli kiedykolwiek ją naznaczy...
Hazel mogłaby umrzeć.
Czy to było coś, co mógł zaryzykować dla miłości?