Kimi L. Davis
Trzy godziny. Ten człowiek potrzebował zaledwie trzech godzin, by mnie znaleźć. A ja myślałam, że uwolniłam się od niego na zawsze. Nie wiedziałam, czy spoliczkować siebie, czy jego. Tak czy inaczej, pan Benson mnie znalazł i był wkurzony.
„Czy może mi pani powiedzieć, dlaczego wyjechała pani do Kanady w takim pośpiechu, że nie raczyła pani powiadomić o tym swojego pracodawcy?” zapytał pan Benson.
Obecnie siedzieliśmy obok siebie na kanapie w mieszkaniu Ingrid. Próbowałam usiąść na fotelu, ale jedno jego pociągnięcie za nadgarstek sprawiło, że usiadłam obok niego. Stykaliśmy się udami i czułam ciepło promieniujące z jego ciała.
„Więc?” naciskał, przez co moje i tak już mocno bijące serce zaczęło szybciej uderzać o moje żebra.
„Cóż, nie podoba mi się to, więc proszę nie zadawać mi tego pytania”, odpowiedziałam i mentalnie spoliczkowałam się za swój idiotyzm. Naprawdę, Hailey? Co ty wyprawiasz?
„Nie testuj mojej cierpliwości, Hailey, już ją wyczerpałem. Więc zrób nam obojgu przysługę i odpowiedz na to cholerne pytanie”.
Wyraźnie przełknęłam, co przyciągnęło jego uwagę. Moje serce walczyło z rozumem. Serce chciało pocałować pana Bensona, ale rozum mówił, że jest niebezpieczny i nie należy tego robić.
„Ja… odeszłam, bo… pan powiedział… powiedział, że nie mogę zrezygnować z pracy w pana firmie”, mamrotałam, a moje serce biło teraz szybciej.
„Chcesz wiedzieć, dlaczego powiedziałem, że nie możesz zrezygnować?” zapytał cicho, jego oddech muskał moją twarz.
„Dlaczego?” zapytałam.
„Dlatego”. A potem mnie pocałował.
Poczułam coś, czego nie potrafiłam do niczego przyrównać. Jego usta były miękkie, pieściły moje, jakby były stworzone tylko dla mnie. Wywoływały we mnie uczucia, których nigdy nie czułam wobec innego mężczyzny. Ogień przepłynął przez moje żyły, a serce trzepotało w czystej błogości.
Bezwiednie chwyciłam obiema rękami kołnierzyk jego koszuli i przytrzymałam go w miejscu. Jedną rękę wplótł w moje włosy, a drugą ujął policzek. Nagle przechyliłam się do tyłu i zdałam sobie sprawę, że pan Benson popycha mnie na kanapę i kładzie się na mnie.
Odwzajemniłam jego pocałunek z zapałem. W tamtej chwili nie obchodziło mnie nic ani nikt. Mój umysł próbował interweniować, krzyczał, że popełniam błąd, że nie powinnam go całować, ale uciszyłam go. Ponieważ właśnie wtedy i tam czułam się dobrze. W jego ramionach było mi tak przyjemnie. Ciężar jego ciała był taki odpowiedni. Całowanie go było właśnie tym, co powinnam zrobić.
W końcu odsunęliśmy się od siebie, oddychaliśmy ciężko i nierówno. Moje policzki były zarumienione, a w żyłach buzował płynny ogień.
Po raz pierwszy odkąd go poznałam, pan Benson stracił swoją chłodną, opanowaną postawę. Oddychał z trudem, jakby przebiegł maraton. Jego niegdyś prosty kołnierzyk koszuli był teraz pognieciony od mojego uchwytu, ale najwyraźniej jemu to nie przeszkadzało.
Spojrzał mi w oczy na kilka sekund, po czym pochylił się i pocałował mnie w szyję, a ja wygięłam się w łuk i zadrżałam, na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.
„Och, Hailey”, wyszeptał w moją szyję, „jest tyle rzeczy, które chcę ci zrobić”. Złożył delikatne pocałunki na mojej szyi, a mnie wyrwał się jęk. O Boże, ten mężczyzna wie jak całować.
„Ale”, powiedział, zanim odsunął się od mojej szyi, wstał i wyprostował swój garnitur, „to stanie się w odpowiednim czasie”.
Wyciągnął telefon komórkowy z kieszeni marynarki i nacisnął kilka przycisków, po czym przyłożył go do ucha. „Odbierz mnie za pięć minut”, rzucił krótko. Przerwał połączenie i odwrócił się, by na mnie spojrzeć.
Odwzajemniłam spojrzenie, zagubiona w całej tej sytuacji.
„Jutro rano wrócimy do Nowego Jorku. Nasz samolot odlatuje punktualnie o 9 rano. Mój samochód przyjedzie po ciebie o 6:30”. Podszedł do mnie i pochylił się, aż jego twarz znalazła się na wysokości mojej. „Nie spóźnij się”, szepnął, po czym pocałował mnie w szczękę.
Byłam oszołomiona, niezdolna do przetworzenia tego, co właśnie się wydarzyło. Przytaknęłam, co spowodowało, że jego usta lekko się wygięły. Zdałam sobie sprawę, że po raz pierwszy widziałam go uśmiechniętego w ten sposób.
Zadowolony z mojej odpowiedzi, odwrócił się i wyszedł z domu.
Westchnęłam i zamknęłam oczy, ale myślałam tylko o tym pocałunku. To był idealny pierwszy pocałunek. Dotknęłam ust i wyobraziłam sobie, że jego wciąż są do nich przyciśnięte. Jeśli pocałunek z nim był taki, to jak wyglądałby seks?
Z moich fantazji wyrwał mnie trzask drzwi frontowych. Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam, że to tylko Ingrid. Położyła torby na stoliku do kawy i stanęła przede mną.
„Co ci się stało?” zapytała, ale zabrzmiało to bardziej jak żądanie wyjaśnień.
Westchnęłam i zamknęłam oczy. „Pan Benson”.