Al Nadaha - Okładka książki

Al Nadaha

Aya Sherif

Rozdział 4

AMINA

2 lipca 1956 roku

Wsłuchując się w odgłosy zza drzwi zastanawiałam się, czy nie śnię. Uszczypnęłam się w skórę ramienia, tak, żeby udowodnić sobie, że to wszystko prawda.

Że mężczyzna, którego kochałam przez całe życie, siedział z moim ojcem i prosił o moją rękę w tej właśnie chwili. Uśmiechnęłam się, gdy poczułam lekkie mrowienie bólu na skórze.

Byliśmy sąsiadami, nasi rodzice byli ze sobą blisko, a w dzieciństwie spędzaliśmy razem większość czasu. Zawsze bawiliśmy się na ulicach i na zielonych polach.

Pamiętam, kiedy po raz pierwszy poczułam tę iskrę, która uświadomiła mi, że to ten jedyny.

Mogłam godzinami nie ruszać się z miejsca i słuchać o tym, jak opowiadał mi o wszystkich książkach, które czytał, i o swoich marzeniach, by pójść na uniwersytet i zostać lekarzem.

Dał mi słowo. Obiecał mi, że poprosi mnie o rękę tego samego dnia, w którym ukończy studia medyczne.

Pojechalibyśmy razem do stolicy, Kairu, gdzie zabrałby mnie na wycieczkę po piramidach, o czym zawsze marzyłam. Żylibyśmy razem szczęśliwie i wychowywali nasze dzieci w godnych warunkach.

I okazało się, że jest człowiekiem dotrzymującym słowa.

Moja mama wyszła nagle z pokoju i rzuciła mi pełne dezaprobaty spojrzenie, że podsłuchuję. Czując się trochę winna, spuściłam głowę.

Mama roześmiała się cicho. Zawsze wiedziała o tym, że coś czuję do Husajna, ale ufała i wierzyła w nas oboje.

– Więc chyba już wiesz, o czym rozmawialiśmy – powiedziała, a na jej twarzy pojawił się wymowny uśmiech.

Poczułam, że płoną mi policzki, i powoli skinęłam głową, wciąż nie mając odwagi spojrzeć matce w oczy.

Mama uśmiechnęła się łagodnie i zapytała: – Co o tym sądzisz?

W końcu podniosłam wzrok i napotkałam czekoladowo-brązowe oczy mamy, które tak bardzo przypominały moje własne. Chciałam krzyknąć "tak", ale z moich ust nie wydobyły się żadne słowa.

Pojawił się tylko owczy uśmiech, za którym kryły się dziesiątki słów.

Znane egipskie przysłowie mówiło: "Milczenie jest oznaką aprobaty".

Moja mama otarła kilka kropel łez, które zaczęły zbierać się w jej oczach, i wzięła mnie w ramiona.

Wiedziałam o tym, że trudno jej uwierzyć w to, że jej córka tak bardzo wydoroślała i że wkrótce wyjdzie za mąż.

Po tym, jak przerwałyśmy uścisk, mama wróciła do pokoju, aby przekazać im dobrą nowinę i powiedzieć, że przyszła panna młoda powiedziała swoje słowo.

Wieczorem siedzieliśmy z Husajnem nad Nilem. Żadne z nas nie odważyło się spojrzeć na drugie.

Zauważyłam to, że piękne, szmaragdowozielone oczy Husajna są wpatrzone we mnie, a na jego twarzy widnieje olśniewający uśmiech.

Delikatny powiew powietrza muskał kosmyki moich czarnych włosów, które wymknęły się spod chusty. Poprawiłam chustę i odwróciłam od niego wzrok, czując, że moje policzki płoną czerwienią.

– Amina? – zawołał.

– Hmm? – spojrzałam na niego ponownie, wciąż nie mogąc ukryć uśmiechu, który rysował się na moich ustach. Tym razem jednak uśmiech zniknął z jego twarzy. Jego zielone oczy stały się ciemniejsze i miały ponury wyraz.

Wydał długie westchnienie i przeczesał palcami swoje brązowe włosy. – Muszę ci coś powiedzieć – skupił wzrok na ziemi, a dłonie mocno zacisnął.

– Od przyszłego tygodnia muszę wstąpić do wojska. Oficjalne dokumenty otrzymałem kilka tygodni temu. Kraj jest w stanie wojny i potrzebują więcej żołnierzy oraz lekarzy. To obowiązkowe.

Moje oczy były szeroko otwarte, a łzy zaczęły w nich szczypać. – Nie, nie możesz. Obiecałeś mi. Mieliśmy jechać do Kairu i tam się osiedlić.

– Mieliśmy mieć dzieci i żyć w spokoju – potrząsnęłam głową z niedowierzaniem.

Odwrócił się i wziął moje drżące ręce w swoje. – Tak, i zamierzam dotrzymać tej obietnicy.

Przymknął oczy.

– Wrócę do ciebie i będziemy mieli życie, o jakim zawsze marzyliśmy – obiecał cicho, starając się mnie o tym zapewnić. Ale tak naprawdę wiedziałam, że bardziej stara się zapewnić siebie.

Chciałam mu wierzyć, ale nie mogłam przestać myśleć o wszystkich okropnościach wojny.

Nasza wioska straciła już przez nią zbyt wielu ludzi, a mój umysł nie mógł znieść możliwości, że kolejnym poległym żołnierzem może być Husajn.

Nienawidziłam wojny. Nienawidziłam ludzi, którzy przybyli na naszą ziemię, chcąc położyć na niej swoje ręce. Nienawidziłam przelewanej krwi, krwi żołnierzy i krwi niewinnych.

Pragnęłam pokoju, ale z każdym dniem coraz bardziej wiedziałam, że to marzenie jest zbyt odległe od rzeczywistości. Kraj był poważnie zagrożony i wszyscy musieli walczyć dla jego dobra – dla naszej wolności.

Ale nie mogłam sobie poradzić z myślą o stracie Husajna. Po prostu nie mogłam.

Wymusiłam uśmiech i odwróciłam się w stronę mojego narzeczonego. Wiedziałam o tym, że i tak ma już na sobie zbyt wiele obciążeń, a ja nie mogłam dodać do tej listy kolejnego. – Wrócisz – ścisnęłam jego dłoń. – Wiem, że tak będzie.

– Kocham cię, Amino.

Przygryzłam wewnętrzną stronę ust, odpychając łzy, które groziły mi spadnięciem. – Ja też cię kocham.

Uśmiechnął się i przez chwilę patrzyliśmy na siebie, nie wypowiadając ani słowa. W końcu przerwał kontakt wzrokowy i rozejrzał się wokół nas. – Zaczyna się robić zimno. Chodź, zaprowadzę cię do domu.

Kiwnęłam powoli głową i podniosłam się na nogi. Dołączył do mnie i szliśmy obok siebie w milczeniu. Żadne z nas nie potrafiło znaleźć odpowiednich słów.

Po kilku minutach marszu Husajn nagle się zatrzymał, co mnie zaskoczyło. Rozglądał się we wszystkie strony tak, jakby czegoś szukał.

– Husajn, co się stało?

– C… czy wołałaś mnie po imieniu? – jego ton był pełen oczywistego zakłopotania.

– Nie, nie wołałam – potrząsnęłam głową, uniosłam brwi i spojrzałam na niego z niepokojem.

On również zmarszczył brwi. – To dziwne. Słyszałem, jak ktoś woła moje imię. Kobieta o pięknym głosie.

– Nie wołałam cię i nie słyszałam, żeby wołał cię ktoś inny – przekonywałam, zaczynając się lekko niepokoić.

– Ale… – już miał coś powiedzieć, ale przerwał i znów zaczął rozglądać się wokół siebie jak szalony. – To się znowu stało. No dalej, powiedz mi, że tego nie słyszałaś. Głos nie może być już wyraźniejszy!

– Ja... ja nic nie słyszałam – zaczęłam się rozglądać.

Moje oczy błądziły po szerokim polu kukurydzy przede mną, ale nie widziałam nic poza ciemnością i kilkoma rzeczami, które można było rozpoznać tylko dzięki światłu księżyca.

Kiedy wróciłam, by spojrzeć na Husajna, serce spadło mi do stóp, bo go tam nie było.

Zaczęły ogarniać mnie panika i strach. Zaczęłam wołać jego imię, ale on nie odpowiadał. Słyszałam tylko odgłosy żab, sów i świerszczy. Brzmiało to raczej jak symfonia zagłady.

W moim umyśle pojawiło się mnóstwo pytań. Gdzie on mógł pójść? Co to był za głos, o którym mówił, zanim zniknął? Czy to może być ta istota, o której mówili mieszkańcy wioski?

Kobieta, która najpierw wzywała mężczyzn, a potem ich zabijała.

Nie. To nie mogło być możliwe, prawda?

Nigdy nie wierzyłam w istoty nadprzyrodzone i bajki. W wiosce zdarzyło się kilka takich przypadków, ale wierzyłam w to, że to sprawka człowieka, a nie jakiejś przerażającej istoty.

Bałam się jednak i chciałam jak najszybciej odnaleźć Husajna.

Zaczęłam go wszędzie szukać, ale nigdzie go nie było. W końcu postanowiłam wrócić nad brzeg rzeki, a on stał tuż przy brzegu.

Już miałam się do niego zbliżyć, ale coś sprawiło, że zatrzymałam się w miejscu. Żołądek zapadł mi się pod nogi i poczułam się tak, jakby wyrywano mi powietrze z płuc.

Czułam obecność kogoś innego niż Husajn, ale tylko jego mogłam zobaczyć. Całe moje ciało drżało i wiedziałam o tym, że jest w tym coś niesamowitego.

Oddychałam powoli, próbując uspokoić szalejące serce, i zaczęłam iść w stronę Husajna miarowym krokiem, tak, jakby ziemia pode mną miała się zaraz rozsypać.

W końcu do niego dotarłam, ale moje serce prawie stanęło, gdy na niego spojrzałam.

Z jego twarzy zniknął kolor – był blady jak kartka papieru. Miał szeroko otwarte oczy i patrzył na coś z przerażającym wyrazem twarzy.

Jego oczy były tak ciemne, jakby jego jasne tęczówki całkowicie zniknęły. A wyraz jego twarzy sprawiał wrażenie, jakby nie należał do człowieka. Wyglądał wręcz demonicznie.

Sięgnęłam po jego rękę, ale natychmiast się cofnęłam i zrobiłam krok do tyłu, gdy tylko go dotknęłam – był zimny jak lód. Czułam się tak, jakbym dotykał martwego ciała.

Ale przecież on wciąż żył, prawda? W uszach słyszałam bicie swojego serca, które biło szybciej, niż światło.

Husajn odwrócił się i zaczął iść bez wyraźnego celu. Nie odważyłam się pójść za nim. Stałam tam nieruchomo, zamrożona w czasie, bo moje ciało nie chciało mi się podporządkować. Strach całkowicie je obezwładnił.

Przeżywałam koszmar, z którego nie wiedziałam, czy się obudzę, czy nie.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea