Krew smoka - Okładka książki

Krew smoka

C. Swallow

Rozdział 3

Luvenia

Najczęściej latam w nocy, wysoko, gdzie najlepiej się kamufluję na czarnym, nocnym niebie. Kiedy już jestem ukryta i wznoszę się ponad resztę świata, mogę mieć oko na wszystko, co znajduje się pode mną.

Potrafię ocenić, kiedy wylądować na szczycie mojego ulubionego wzgórza z widokiem na rzekę.

Siedzę tam teraz na biodrze, wdychając ogień przez nozdrza z frustracji, podczas gdy patrzę na płynącą rzekę.

Czuję, jak zielone płomienie łaskoczą moje nogi. Kiedy przypadkowo podpalam trawę, zrzucam się na przednie nogi i krzyżuję przednie dwie łapy i pazury.

Robię długi wdech, mój ogon drga w irytacji na słowa mężczyzn. Pewna arogancja rodziła się w rządzących samcach smoków.

Pomimo tego faktu, dorastałam ciesząc się towarzystwem moich rodziców. Dzień, w którym znienawidziłam matkę, był dniem, w którym po raz pierwszy skomplementowała Thaddeusa i Sylvana.

Po tym jak powiedziała mi, jacy są przystojni, zażartowała, że pewnego dnia ich poślubię. Mówiła to, bawiąc się swoją skórzaną smyczą, którą przyozdobili ją jej towarzysze.

W tym momencie poczułam nagły strach przed tym, że Thad i Sylvan mogą odebrać mi wolność, którą tak bardzo kochałam. Albo tego, że moja matka by na to pozwoliła, a nawet zachęcała ich do tego.

Jestem księżniczką, a oni są książętami. Pomimo więzi godowych i całego tego gówna, każdy wiedział jak zachowywała się ludzka rodzina królewska: tworzyła sojusze poprzez łączenie członków rodzin.

Czasami dotyczyło to też smoków, ale Thaddeus i Sylvan nie byli moimi towarzyszami.

Jednak pomimo braku widocznej więzi, nasza królewska reputacja i nasz ród utrzymywały nas w centrum uwagi.

Denerwuje mnie to, że jestem półkrwi, a wszyscy zapominają, że Thaddeus i Sylvan też byli półkrwi. Cóż, prawie.

Ich matka, Zayda, zmarła przy porodzie. Chociaż była człowiekiem, posiadała również najsilniejsze zdolności prorocze, jakie kiedykolwiek widziano w tym królestwie.

Jej towarzyszem był stary smoczy lord Hordy Fortuny, dopóki nie zmarł tragicznie na nagłą chorobę i Althor nie został nowym smoczym lordem.

Chyba wszyscy byli też podekscytowani tym, że Thad i Sylvan są bliźniakami. Bliźniacze smoki często cieszyły się reputacją władców lub rządzących smoczymi hordami.

W mojej rodzinie było wiele par bliźniaków. Mój brat Lex był moim bliźniakiem. Moi wujowie Mason i Darren również byli bliźniakami.

Koledzy z kuzynostwa mojej matki również byli bliźniakami, ale to chyba było odległe połączenie.

Więc, delikatnie mówiąc... moc biegła w naszej linii krwi.

I każdy był przez nią zagrożony.

Althor, moim zdaniem, był zdecydowanie najbardziej zagrożony. Horda Fortuny była słaba, ale kiedyś była potężna.

Horda Requiem przewodziła smoczej władzy; byliśmy najlepsi.

Horda Zmierzchu była trzecią smoczą hordą w królestwie. Ale byli mali i trzymali się na uboczu.

Stąd, według mnie, potencjalnie istnieli trzej możliwi wrogowie. Ludzie, którzy nienawidzili faktu, że smoki mają ostateczną władzę. Althor, który był mało godny zaufania i pełen tajemnic.

Wreszcie... Thaddeus i Sylvan.

Mimo że byli zaledwie adeptami, w wieku dziewiętnastu lat, byli już zarozumiali, dobrze zbudowani, żądni władzy i kochali sławę. Kochali mieć zwolenników.

Mam skrytą nadzieję, że rzucą wyzwanie Haelowi i Lochnessowi w walce o władzę. Nawet uśmiecham się na tę myśl – wiem, że młodzi chłopcy zostaliby rozerwani na strzępy.

Dlatego miałam nadzieję, że rzucą wyzwanie moim ojcom, żebym mogła zobaczyć gorzki, brutalny i ostateczny koniec książąt.

Moi ojcowie udawali, że ich lubią i tolerują ze względu na sojusz. Jednak w głębi duszy wiedziałam, że uważają ich za młodych, niedojrzałych i niezwykle irytujących.

Rozkładam skrzydła płasko na ziemi, wzdychając, a potem przetaczam się po trawie na plecy i wpatruję się w nocne niebo.

Moje oczy przystosowują się do ciemności, a w tej chwili na niebie prawie nie ma smoków. Wędrują tylko nocne patrole, które trzymają się tras, na których obozowali i podróżowali ludzie.

Powoli mrugam, czując, jak ogarnia mnie zmęczenie.

Naprawdę powinnam wrócić.

Wyrzucam z siebie cały gniew i odprężam się przy muzyce nocnego lasu.

Cieszę się, że mogę wrócić do swojej komnaty, do swoich jaskiń i być pewna, że nie będę musiała powstrzymywać się od wszczynania bójki z moim bratem, rodzicami czy naszymi gośćmi.

Słyszę chrzęst z tyłu głowy i wyobrażam sobie opcjonalną łańcuchową smycz matki obok jej skórzanej.

Wyobrażam sobie, że ja też mam ją na sobie, podczas gdy Thaddeus trzyma jej koniec i szarpie za nią. Śmiałby się i kpił ze mnie do Sylvana, podczas gdy żartowaliby o łamaniu mnie jak klaczy.

Dlaczego Lochness nie wstawił się za mną, kiedy tak do mnie mówili?

Wszystko wraca naraz, znów jestem wściekła.

Nienawidzę wszystkich.

Mój smoczy umysł jest pochłonięty gniewem, podczas gdy moje oczy migoczą szeroko otwarte na widok jasnoniebieskich skrzydeł lecących obok szaroniebieskich.

Gdy widzę bliźniaków dzielących lot niedaleko mojej kryjówki, zastygam i czuję jak moje rozciągające się moce umysłu sięgają ich.

Dlaczego młody czarny smok, tak mały jak ten, miałby wędrować nocą? – Thaddeus pyta brata.

Już mnie zauważyli. Jasna cholera.

Powinniśmy zapytać. Wygląda na młodego – Sylvan łaskawie odpowiada, ale w jego głosie słychać taki podtekst, że nie jestem pewna, czy ma dobre intencje.

Nigdy nie można być niczego pewnym, kiedy w grę wchodziły młode, krwiożercze i impulsywne smoki.

Szybko staczam się na nogi i z warknięciem wślizguję się jak najszybciej do lasu.

Wiem, że pójdą za mną, ale nie będą mogły za mną nadążyć.

Znajduję się w bezpiecznym otoczeniu drzew, ostrzę swoje dwa długie kły – odziedziczone po Lochnessie – na dwóch grubych pniach drzew.

Robię to z warknięciem, wyobrażając sobie, jak dźgam ich obu w bok, bocznym machnięciem mojej małej, ale szybkiej głowy.

Może i jestem szczuplejszym, mniejszym smokiem, ale jestem szybka i zadziorna.

Czasami, kiedy pozwolę, by moje instynkty wzięły górę, mogę być równie brutalna i bezlitosna jak inne smoki w moim wieku.

Kiedy jestem już w odpowiedniej odległości, zerkam przez ramię, a moje oczy skupiają się na dwóch dużych, umięśnionych smokach lądujących na wzgórzu. Wpadają na siebie celowo.

Robią to tak nieelegancko, próbując pokonać siebie nawzajem, ale przybywają w tym samym czasie.

Wzdrygają się i kłapią na siebie, po czym szybko kierują się w stronę lasu.

Czuję, że obaj próbują wbić się w mój umysł, ale trzymam mój mentalny blok ognia mocno wokół moich myśli, aby chronić moją prywatność i tożsamość.

Mój blok mentalny jest tak silny, że nie są w stanie wyczuć, kim jestem.

Jestem nagle podekscytowana, gdy przemykam obok drzew, a nawet wspinam się na jedno, by obserwować dwóch młodych idiotów biegnących pode mną.

To była zabawa, a jeszcze bardziej ekscytujące było to, że byli głupi i odważni.

Po prostu biegli prosto przed siebie; niczego nie kalkulowali.

Tylko że w tym momencie obaj robią pauzę i zaczynają krążyć z powrotem wokół.

Przebiegają obok mojego drzewa kilka razy, potem krążą z powrotem i przebiegają obok w innym kierunku.

Ale zawsze są pod moim drzewem.

Staram się nie śmiać i obserwuję ich z pogardą.

Aż do momentu, gdy Thaddeus podchodzi, by przebiec obok podstawy pnia po raz trzeci, i wyciąga swój ogromny ogon. Uderza w drzewo tak mocno, jak tylko może, sprawiając, że całe drży i trzeszczy.

Łap ją – Thaddeus warczy na Sylvana, którego nigdzie nie widzę.

Jego kolor jest podobny do mojego, choć nie tak ciemny z powodu niebieskiego odcienia. Jednak był wystarczająco ciemny, by dobrze go zakamuflować.

I tak po prostu, nagle ogarnia mnie strach.

Myślę o Madeline i jej losie, i wyobrażam sobie, co zrobiliby Thad i Sylvan, gdyby dowiedzieli się, że jestem Luvenią.

Gdy adrenalina i ogień napędzają moje ciało, startuję do kolejnego drzewa, zszokowana, że wiedzieli, że tam jestem przez cały czas.

Rozpościeram skrzydła i udaje mi się wzbić w powietrze między wieloma drzewami, następnie szybuję w dół do kolejnego lądowania, gdzie sprintuję przez gęsty las.

Biegnę tak szybko jak tylko mogę, czując wibracje i grzmoty ścigających mnie z tyłu.

Gdy robię kilka zakrętów, czuję, że się zbliżają.

Jednak jakimś cudem udaje mi się uciec.

Zawijam się z powrotem, aby ich zmylić i ścinam gałęzie do połowy podczas ucieczki. Gałęzie łamią się gdy lecę, aby zmylić ich co do miejsca mojego pobytu.

Po kilku kolejnych szczęśliwych zwrotach i kryjówkach udaje mi się znaleźć samej w polu. Startuję i lecę najszybciej jak potrafię w kierunku góry Requiem.

Kiedy oglądam się przez ramię, widzę, że bliźniacy startują z tego samego miejsca minutę po mnie.

Jestem zbyt przerażona, żeby lecieć gdziekolwiek indziej, więc kieruję się prosto do mojej komnaty sypialnej.

Mam nadzieję, że po prostu stracili mnie z oczu, gdy w końcu docieram do mojego gzymsu.

Przeskakuję przez dużą część jaskini i znikam w swojej magii i mgle, w drodze do mojego łóżka. Kiedy już przemieniam się w swoją ludzką formę, odsuwam kołdrę i wsuwam się do łóżka, naga.

Wsuwam się głęboko, mocno przyciągając kołdrę i przyciskając poduszkę.

Układam się wygodnie, a potem staram się spowolnić moje szalejące serce.

Spowalniam swój oddech.

Mija około minuta i wydaje mi się, że jestem już spokojna. Tak jest do czasu, gdy moje serce dosłownie przestaje bić, gdy słyszę dwa lekkie uderzenia dochodzące z tuż obok mojej komnaty, na moim gzymsie.

Staram się rozluźnić. Nie chcę podnosić się z łóżka i krzyczeć, żeby odeszli, bo to mogłoby zdradzić, że to ja jestem smokiem, którego ścigali.

Szybko – skrzydlaty może próbować okaleczyć Luvenię, jeśli odważył się tu zawędrować – Sylvan ponagla brata, by się pospieszył.

Napinam się, gdy uświadamiam sobie, że zamierzają wejść do mojej komnaty, która jest wystarczająco duża dla ich smoczych postaci.

Nie wyczuwam żadnego zagrożenia – odpowiada Thaddeus, a ja słyszę lekkie uderzenia, gdy podchodzą bliżej.

Kroki nagle nabierają tempa, gdy w pełni wchodzą do głównej komnaty, gdzie moje łóżko leży w pobliżu zapalonego kominka.

Milczą obaj, gdy ogarniają wzrokiem moje śpiące ciało i pomieszczenie.

W końcu delikatnie otwieram oko, by zobaczyć, gdzie stoją.

Zamykam je pół sekundy później, gdy szybko dostrzegam dwa ogromne smocze łby unoszące się nad moim łóżkiem, tuż nad moim ciałem.

Przesyła to przeze mnie dreszcz strachu.

Wtedy właśnie przemawiają.

Luvenia jest piękna kiedy się nie odzywa – Sylvan kpi ze mnie do Thada, nie zdając sobie sprawy, że słyszę ich myśli, ponieważ pozostaję cicho ukryta w zakamarkach ich umysłów.

Ona nigdy się nie odzywa, bracie. – Thad wydaje się zirytowany doborem słów Sylvana. ~Ona ma krew łotra.~

Jak dla mnie dziś odzywała się za dużo – Sylvan odpowiada ostro – ~ale ja też nie lubię, gdy trzyma się na uboczu.~

Czy nie jest najpiękniejszą kobietą, na jaką kiedykolwiek spojrzałeś? – Thaddeus dodaje, nagle śmiertelnie poważny.

Chyba serce mi się zatrzymuje.

Dość piękną, aby skupić na sobie wiele spojrzeń. – Odpowiedź Sylvana sprawia, że w tej samej chwili niemal zrywam się z łóżka. Mam ochotę wbić mu paznokcie w gardło.

Tyle że znam konsekwencje ujawnienia mojego sekretu. Przynajmniej w ten sposób mam wolność. Więc zostaję na miejscu, udając, że śpię, słuchając.

Jedyne oczy, które ją denerwują to nasze. – Thaddeus brzmi na pewnego swoich słów. ~Zostawmy ją w spokoju. Powinniśmy pozwolić jej odpocząć, póki jeszcze może.~

Słyszę jak odchodzą. Moje emocje – których nie znosiłam, bo wiedziałam, że czuję je przy nich – zelżały, gdy oddalali się ode mnie coraz bardziej.

Na szczęście nikt jej nie powiedział. – Sylvan przechodzi teraz do innego tematu.

Czuję, jak moje uszy wbijają się w poduszkę.

Spojrzenie w jej oczach będzie tego warte. Ciekawe, kiedy Madeline jej powie? – Thaddeus dodaje szyderczo i obaj się śmieją.

Nie słyszę nic więcej, bo znikają, odlatując z zewnętrznego gzymsu.

Siadam zaraz po ich wyjściu i wpatruję się w kominek, moje myśli są w gonitwie.

Co do cholery wszyscy przede mną ukrywali?

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea