Mason (Polish) - Okładka książki

Mason (Polish)

Zainab Sambo

Rozdział 9

Poniedziałek nadszedł zbyt szybko.

Beth nie zadawała mi pytań, kiedy powiedziałam jej, że wracam do pracy.

Widziałam, że chciała mnie o to zapytać, ale uszanowała moją prywatność.

Athena przeprosiła mnie za zachowanie pana Campbella w sobotni wieczór.

Obiecała, że wszystko z nim wyjaśniła i że to nie była całkowicie moja wina.

To wyjaśniało, dlaczego chciał mnie z powrotem.

Ale spędziwszy z nim tyle czasu i słuchając, jak w kółko opowiada mi o tym, jak łatwo byłoby mnie zastąpić, nie ugasiła mojej ciekawości i pozostawiła mnie z palącymi pytaniami.

Jeśli łatwo było mnie zastąpić, tak jak mówił, to dlaczego szantażował mnie, żebym znowu dla niego pracowała?

Ale zdając sobie sprawę, że nigdy nie otrzymam odpowiedzi, przestałam o tym myśleć i łatwiej mi było, kiedy na moje biurko wrzucono masę gównianej roboty.

Wyglądało to bardziej na karę, niż rzeczywiste zadania.

Pan Campbell nie przyszedł dzisiaj do pracy i dlatego był to najprzyjemniejszy dzień w moim życiu. Mogłam być sobą.

Miałam co do niego złe przeczucia, ale jednocześnie czułam coś więcej.

Nie mogłam do końca zrozumieć swoich uczuć: czułam niechęć, owszem, zmieszaną z ogromnym podziwem, ale czy było w tym coś jeszcze?

Nie, to był zdecydowanie tylko podziw.

Ktoś, kto w młodym wieku potrafił wziąć świat w swoje ręce i zbudować potężny wizerunek, był kimś, kogo należało podziwiać.

Zwłaszcza pana Campbella, który miał dopiero trzydzieści dwa lata i zdobył wszystko, czego pragnął, a nawet więcej.

Późnym popołudniem wszedł do środka, oznajmiając, że chce się ze mną widzieć. Kiedy weszłam do jego biura, siedział przy biurku.

Spojrzał na mnie.

-Nie kazałaś mi czekać.

-Chciał się pan ze mną zobaczyć? - byłam ostrożna.

-Czy dostałem jakąś wiadomość z biura Johna Holta?

-Tak. Jego asystent dzwonił wcześniej w sprawie umowy, którą z nim pan zawarł. Pan Holt nie chce już kontynuować tej umowy, jeśli pana warunki nadal obowiązują.

-Cóż, przypuszczam, że powinniśmy mieć nadzieję, że ma wystarczająco dużo pieniędzy, aby zająć się pięciorgiem swoich dzieci.

Mówił dalej tym samym niekonsekwentnym tonem głosu. – Kiedy kupię jego firmę i ujawnię wszystkie jego nielegalne działania, czy myślisz, że zrozumie swój błąd?

Nie mogłam opanować szoku i gniewnego rumieńca, który pojawił się na mojej twarzy. Byłam nieprzyjemnie świadomy przeszywającego spojrzenia tych szarych oczu, które wyłapywały każdy szczegół.

Wiedziałam, że to było pytanie retoryczne i mój wkład nie był potrzebny, ale musiałam coś powiedzieć.

- P.. panie Campbell, czy.. to.. czy to naprawdę konieczne?

Byłam zirytowana tym, że się jąkam - Czy naprawdę musi pan to robić?

-A od kiedy to ja cię słucham?

W końcu w jego głosie pojawiła się nutka ironii, jego oczy zwęziły się lekko – To jest biznes. Nic o nim nie wiesz.

Wiedziałam, że kiedy pan Campbell wymyślił sobie pewien kierunek działania, nic nie mogło go powstrzymać, powinnam była to już wiedzieć, ale mimo to protestowałam. Był bezwzględnym biznesmenem.

-Ale, proszę pana, on ma rodzinę.

-Zadzwoń do jego biura i przekaż wiadomość, panno Hart - jego głos był spokojny i wyprany z emocji, ale złapałam zawoalowaną groźbę i skrzywiłam się.

-Jeśli nie zgodzi się na moje warunki, obawiam się, że taki los jest nieunikniony.

Ledwo mogąc stłumić swoją frustrację, wykonałam lekki ukłon przed wyjściem z biura.

Reszta dnia była spokojna. Był w swoim biurze od wielu godzin i nie robił przerwy.

Był pracoholikiem i coś mi mówiło, że nie miał życia poza pracą.

Jak ktokolwiek mógł tak żyć? Jakoś potrafiłam sobie wyobrazić, że miał obsesję na punkcie zarabiania coraz więcej i bycia na szczycie, a mała przerwa mogła sprawić, że straci wszystko.

Dokładnie tak się czułam, gdy oglądałem odcinek Walking Dead.

Zajęłam się pracą, gdy nagle poczułam w powietrzu nieznany zapach wody kolońskiej. Spojrzałam w górę i zobaczyłem mężczyznę, który zbliżał się do biura pana Campbella.

Ubrany był w luźną, ciemną koszulkę polo i podarte dżinsy z czarnymi trampkami.

Zatrzymał się przede mną prezentując najładniejszy uśmiech i dołeczki w policzkach. Jego oczy miały kolor orzechów laskowych, niemal zdawały się rozjaśniać co kilka sekund.

Podsumowując, był naprawdę piękny.

-Witaj, kochanie - brzmiał uroczo, przyjaźnie nawet.

-Jestem Gale, a ty musisz być?

-Lauren. Nowa asystentka pana Campbella - uśmiechnęłam się nerwowo.

Jeśli Beth byłaby tutaj, nie było wątpliwości, że rzuciłaby się na tego człowieka.Był tym rodzajem mężczyzny, którego szukała - gorący, wspaniały i bogaty..

Nie spoczęłaby, dopóki nie miałaby go w łóżku.

-Cóż, z pewnością nie zasługujesz na to, by siedzieć w tym nudnym biurze. Ktoś tak zapierająco piękny zasługuje na to, by go pokazywać. Ja, na przykład, pokazałbym cię całemu światu.

Sięgnął po moją rękę, zanim zdążyłam go powstrzymać, całując grzbiet mojej dłoni.

Z zamkniętymi oczami, jego długie rzęsy dotknęły mojej dłoni.

Wycofał się.

- Ależ jest pan czarujący - uśmiechnęłam się, już go lubiąc. Nie dlatego, że powiedział mi komplement, ale dlatego, że wydawał się być jedynym bogatym człowiekiem, który nie był dupkiem.

-Co mogę dla pana zrobić?

-Jestem tu, aby zobaczyć się z Masonem. To jest niespodziewane, nieplanowane spotkanie.

-Och, przykro mi. Pan Campbell jest w tej chwili zajęty, ale czy zechciałby pan na niego poczekać?

Zamiast odpowiedzieć, Gale obszedł mnie dookoła i usiadł na jednym z dwóch krzeseł, które znajdowały się przed moim biurkiem. Skrzyżował nogi i przełożył prawe ramię przez krzesło.

-Normalnie nie czekałbym na niego - zaczął z przekomarzającym się uśmiechem. -Ale dzisiaj wydaje się być wyjątkiem. Dawno nie przebywałem w towarzystwie tak pięknej kobiety jak ty.

Usiadłam z powrotem na swoim krześle. -Jestem pewna, że mówi pan to wszystkim kobietom, które spotyka - odpowiedziałam z prychnięciem i potrząsnęłam głową.

Pochylił głowę w bok i przyjrzał mi się.

-Jesteś inna, Lauren.

Nie mogłem nic na to poradzić i zachichotałam. - Ten tekst jest przereklamowany. Chyba już na nikogo nie działa.

Gale wydał dramatyczne westchnienie i skrzyżował ręce przed sobą.

-Czy mogę podać panu coś do picia? - nagle przypomniałam sobie, jak być dobrą asystentką.

Pojawiły się jego dołeczki. - Nie, dziękuję, Lauren. Minęła minuta, zanim zapytał: – Jak długo tu pracujesz?

-Nie tak długo.

-Czy podoba ci się tutaj?

- Cóż, przynajmniej nie wracam do domu pachnąc kurczakiem - uniósł brwi, a ja wyjaśniłam: -Pracowałam w kawiarni, gdzie podają głównie nuggetsy.

-Jestem pewien, że byli zdruzgotani, kiedy odeszłaś.

-Dlaczego mieliby być zdruzgotani?

-Ponieważ twoje odejście mogło przegonić niektórych z ich klientów. Jestem pewien, że wiesz, że jesteś piękna.

Moje usta nieco się otworzyły, zanim się uśmiechnęłam.

-Jakie relacje łączą pana z panem Campbellem?

Nagle cień padł na moje ramię, a ja spojrzałam w górę, zaskoczona, widząc pana Campbella stojącego ze zirytowanym wyrazem twarzy.

-Nie płacę ci za siedzenie i wypytywanie o moje związki, panno Hart.

Prawie się udławiłam, gdy odpowiedziałam ze spuszczoną głową, całkowicie zawstydzona.

-Oczywiście, proszę pana. Przepraszam - teraz będzie myślał, że jestem wścibską suką. Już i tak zbyt dużo złych rzeczy o mnie myślał.

Zerknął na Gale'a. - Nie mogłeś się oprzeć okazji, żeby o mnie poplotkować? - zapytał z goryczą.

-Tylko ty myślisz, że masz aż takie znaczenie, Mason. Chodźmy do twojego biura. Masz większe problemy niż twoje ego.

Jakby z wysiłkiem się kontrolował, pan Campbell rzucił mi złe spojrzenie i odwrócił się, odchodząc do swojego gabinetu. Gale podążył za nim ochoczo, a z jego twarzy zniknęły wszelkie ślady rozbawienia.

O co w tym wszystkim chodziło? I z jakimi problemami borykał się teraz pan Campbell?

To nie jest twoja sprawa, Lauren.

To nie twoje zadanie, żeby wiedzieć o nim wszystko.

Poza tym ktoś taki jak Mason Campbell zawsze będzie borykał się z problemami.

W ciągu następnych piętnastu minut usłyszałam trzask dochodzący z jego gabinetu. Podskoczyłam z przerażenia, a moje spojrzenie utkwiło w drzwiach.

Co do cholery działo się w środku? Czy oni się bili? Nie, pan Campbell nie wdałby się w bójkę na pięści w biurze.

Co powinnam zrobić?

Wezwać ochronę czy wtargnąć tam?

Byłam już na nogach, kiedy dziesięć minut później drzwi się otworzyły i wychyliła się przez nie głowa Gale'a. Wyglądał dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy się zjawił Nie miał na sobie żadnych siniaków ani krwi. To był dobry znak.

Powinnam coś powiedzieć, zapytać, co się stało, ale jak?

-Lauren - powiedział Gale, niemal z radością. Uśmiechnął się do mnie. -Miło było cię poznać. Mam nadzieję, że wkrótce znów cię zobaczę... w innym miejscu, mam nadzieję. Twój szef chce cię widzieć teraz.

Nie tracąc ani sekundy, popędziłam do środka.

Wszystko na biurku pana Campbella było rozrzucone na ziemi, z kilkoma połamanymi rzeczami. Powoli skierowałam spojrzenie na swego szefa.

Ze swojego miejsca przy oknie, Pan Campbell obserwował moją reakcję z pokerową twarzą.

-Proszę pana, czy wszystko w porządku? - rzuciłam w końcu, słowa brzmiały miękko i z wahaniem.

-Tak - powiedział nagle, a spojrzenie w jego oczach przeszło przeze mnie jak wstrząs, sprawiając, że moje serce zaczęło walić w zawrotnym tempie.

-Lepiej to posprzątaj - powiedział sucho, kierując się do drzwi.

- I z nikim o tym nie rozmawiaj.

Że wpadłeś w złość? - prawie mi się wymknęło, a sądząc po sposobie, w jaki na mnie patrzył, jakby chciał mnie dźgnąć piórem, wiedziałam, że musiał odgadnąć moje myśli.

Powolny uśmieszek pojawił się w kąciku moich ust.

Trzasnął drzwiami.

Przez kilka następnych dni zachowanie pana Campbella zmieniło się w stosunku do wszystkich,wcześniej był już dupkiem, ale stał się gorszy.

Był kłótliwy, zły i krzyczał na wszystkich.

Wszyscy byliśmy podenerwowani i pod dużą presją. Wszyscy bali się, że mogą zrobić coś nie tak i zaryzykować zwolnienie.

Wiedziałam, że coś go dręczy, ale nie mogłam tego zrozumieć.

W piątek w nocy spałam już, kiedy o trzeciej nad ranem zadzwonił mój telefon. Jego dźwięk obudził mnie ze snu.

Patrząc na nieznany numer, chciałam go zignorować, ale wtedy pomyślałam, że to może być związane z moim tatą.

Zdenerwowana i przestraszona, że usłyszę jakieś złe wieści, odebrałam połączenie.

-Halo?

-Panno Hart - to był głęboki, leniwy szept, wygłoszony aksamitnym głosem, a ja poczułam dreszcze.

-Pan Campbell? - zapytałam w szoku, przecierając oczy.

-Czy wszystko w porządku? Jest trzecia nad ranem.

-Czyżby? - jego szorstki głos ociekał sarkazmem.

-Chcę się z tobą zobaczyć. Teraz, panno Hart. Queens Hotel. Pokój numer 205.

-H.. hotel? - zakrztusiłam się i wytrzeszczyłam oczy.

-Widzimy się za dziesięć minut.

Nie byłam w stanie pojąć, co powiedział, dopóki nie usłyszałam, że połączenie zostało zakończone.

-Co do cholery? - mruknęłam do siebie.

Nie przebrałam się z tego, co miałem na sobie, czyli z szortów i koszulki. Zdecydowałam się nałożyć na nie bluzę z kapturem.

Beth jeszcze spała, kiedy wymknęłam się z naszego mieszkania.

Zbliżając się do luksusowego hotelu taksówką, zauważyłam obecność pracownika, który przyjął moje nazwisko i skorzystał z telefonu, zanim wysłał mnie windą do apartamentu pana Campbella na najwyższym piętrze.

Nie rozumiałam, dlaczego chciał, żebym spotkała się z nim w hotelu, skoro mógł po prostu wysłać mnie do swojego domu lub spotkać się w innym miejscu.

Drzwi windy otworzyły się i wyszłam na zewnątrz, szukając numeru jego pokoju.

Kiedy zatrzymałam się przed drzwiami, wymagało to ode mnie ogromnej odwagi, zanim powoli zapukałam.

Trzy minuty później, pan Campbell otworzył drzwi.

Stał tam w koszulce polo, która odsłaniała jego ogromne mięśnie i czarnych spodniach, które otulały jego uda.

Jego włosy były potargane, a usta lekko rozchylone. Wyglądał niesamowicie gorąco.

Wiedziałam, że Mason Campbell był pewnym siebie, wręcz aroganckim mężczyzną, który nie miałby problemów z przyciągnięciem każdej kobiety, jakiej zapragnie.

Zamrugałam, zaskoczona.

Miałam wrażenie, że nie jest moim szefem, że jest kimś, kogo mogłabym poderwać w barze i rozmawiać o nim przez cały tydzień.

Wyglądał tak cholernie pięknie, że to aż bolało.

Chciałam sprawdzić, czy się ślinię, ale postanowiłam się powstrzymać.

Uśmiechnęłam się lekko. Ale w szarych oczach, które spotkały się z moimi, nie było podobnej odpowiedzi.

Mój uśmiech osłabł w obliczu jego zimnego powitania.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea