Kim F.
COLE
Cole wydał z siebie ryk, po czym zrzucił wszystko z biurka.
Darrel wbiegł do biura. „Co się z tobą dzieje?”
Cole spojrzał w twarz paskudnego drania. „To był mój kuzyn, alfa Srebrnych nocy. Znaleźli ciało dziewczyny w lesie na obrzeżach ich miasta. Blondynka. Chudziutka. Coś ci to przypomina?”
Rozwścieczony poderwał się na nogi. „Dźgnięta w bok i zmasakrowana przez niedźwiedzia!”, krzyknął, po czym wziął kilka głębokich oddechów i spojrzał na swojego betę. „Jakiś pomysł, jak została dźgnięta, Darrel?”
„Mała suka próbowała mnie ugryźć! Próbowałem przywiązać ją do krzyża na czas chłosty, a ona zaczęła się szarpać”. Zwiesił głowę. „Po prostu zareagowałem, Alfo. Przepraszam”.
„Ty pojebie!”, krzyknął Cole. „Teraz jest martwa!” Złapał szpetnego wilka za gardło i zaczął ściskać.
„Alfo… proszę!”, Darrel zakrztusił się. „Nie chciałem jej skrzywdzić… chciałem ją tylko obezwładnić… tak jak prosiłeś”. Robił się siny.
Wszedł jeden z wojowników. „Twój samochód jest gotowy, Alfo. Potrzebujesz kierowcy?”, zapytał, nie reagując na duszenie bety.
Cole upuścił Darrela na podłogę i kopnął go. „Wstawaj! Zawieziesz mnie do stada Srebrnych nocy”.
Cole wyszedł przez frontowe drzwi swojego domu i wsiadł na miejsce pasażera. Darrel zajął miejsce kierowcy, wciąż pocierając gardło.
„Muszę zobaczyć ciało”, mruknął mrocznie Cole. „Muszę wiedzieć, że to ona. Nie chcę tkwić w niewiedzy, tak jak mój ojciec przez te wszystkie lata z powodu mojej matki”.
Po godzinie samochód Cole’a podjechał pod dom stada Srebrnych nocy. Kai i jego beta czekali na schodach.
Matka Kaia również stała na schodach. Uśmiechnęła się do niego. „Witaj, Cole, dawno się nie widzieliśmy”, powiedziała łagodnie. „Jak się miewa twój ojciec?”
Spojrzał na nią chłodno. „Ruszył dalej, ciociu Ronnie. Niedawno wybrał sobie partnerkę i przeniósł się do jej stada. Teraz ja dowodzę Czerwonym świtem”.
Ciotka przycisnęła dłoń do piersi. „Bardzo chciałabym dowiedzieć się, co stało się z twoją matką. Strasznie za nią tęsknię. Była moją jedyną siostrą”.
„Tak, ja też”, warknął, po czym spojrzał na Kaia. „Gdzie jest ciało?”
„Jest w kostnicy. Chodź za mną”. Kai i jego beta zeszli po schodach, a Cole i Darrel podążyli za nimi do ambulatorium.
„Muszę cię ostrzec”, powiedział Kai, zanim weszli do budynku. „Niewiele zostało z jej twarzy. Niedźwiedź naprawdę ją poturbował. Wszędzie widać ślady ugryzień, brakuje kawałków jej ciała”.
„Jej ubranie było dość poszarpane, ale nasza lekarka poskładała je, by ją okryć, więc powinieneś być w stanie wyczuć jej zapach. Nie znam tej dziewczyny, więc będziesz musiał mi powiedzieć, czy to ona”.
Cole nic nie powiedział. Czuł się trochę chory i bardzo wkurzony.
Kiedy weszli do środka, lekarka rozmawiała z pielęgniarką tuż za drzwiami. „Dzień dobry, Alfo Kai”, powiedziała.
„Dzień dobry, Doris. Cole, to jest dr Doris Landcaster, a Doris, to jest Alfa Cole z Czerwonego świtu i jego beta… przepraszam, nie znam twojego imienia, Beto”.
„Darrel”, mruknął.
„Tak, nie byłeś zbyt uprzejmy poprzedniej nocy, kiedy wpadłeś do mojego baru”.
„Czy możemy darować sobie te uprzejmości i po prostu zająć się tym, co mamy do zrobienia?”, warknął Cole.
„Oczywiście, kuzynie. Tędy”. Kai odwrócił się i podszedł do dr Landcaster. „Przyszedł zobaczyć tę dziewczynę z lasu”, powiedział.
„Czy ostrzegłeś go o jej stanie, Alfo?”
„Tak!” Cole przewrócił oczami. „Chcę tylko zobaczyć to ciało, a potem zająć się swoimi sprawami. Mam ważniejsze rzeczy na głowie”.
„Naprawdę?” Kai spojrzał na niego, unosząc brwi, po czym zatrzymał się przed podwójnymi drzwiami wahadłowymi. „Jeszcze wczoraj groziłeś mi, żebym znalazł tę dziewczynę. Wysłałeś nawet ludzi do mojego stada – bez pozwolenia – by ją wytropili”.
„A teraz zachowujesz się tak, jakby w ogóle cię nie interesowała? Myślałem, że była twoją „przeznaczoną” partnerką, kuzynie. Wygląda raczej na to, że to ty chciałeś ją posiąść, bez względu na to, czy była ci pisana, czy nie”.
Cole skrzywił się. „Nie masz o niczym pojęcia!”
„Masz rację, nie mam”, powiedział surowo Kai. „Ale coś sprawiło, że ta dziewczyna uciekła z twojego stada. Ktoś dźgnąłją srebrnym nożem zanurzonym w wilczej zmorze”.
„Co powiesz na to, by ten nóż wiszący u twojego pasa został przebadany pod kątem DNA dziewczyny, Beto Darrelu? Bo jeśli uda mi się udowodnić, że to wy jesteście przyczyną przedwczesnej śmierci tej dziewczyny, zrobię to”.
„Sam powiedziałeś, że została zmasakrowana przez niedźwiedzia”, powiedział szyderczo Cole. „Jak mój beta miałby zaaranżować atak niedźwiedzia?”
Kai warknął. „Doprowadzając ją do wykrwawienia. Wilcza zmora zapobiegła zasklepieniu się rany. Oto jak”.
„Po prostu pokaż mi ciało”. Cole przepchnął się przez podwójne drzwi, ale zamarł, gdy zapach Meadow uderzył go w twarz.
Przykryte ciało leżało na metalowym stole, a blond włosy opadały swobodnie po boku. Doris podeszła i odsunęła prześcieradło, ale nie było widać nic poza zmasakrowaną twarzą. Dziewczyna była nie do poznania.
Cole po prostu stał, w milczeniu przyglądając się brudnemu, poplamionemu krwią podkoszulkowi i niedopasowanym spodniom dresowym, które tak naprawdę należały do niego. Były poszarpane, ale ostrożnie naciągnięto je na martwe ciało.
Zapach Meadow, choć zmieszany z zapachem niedźwiedzia, był bardzo wyczuwalny.
„Tak”, powiedział cicho. „To jej zapach. To ona”.
Doris ponownie przykryła ciało. „Przyślesz po nią kogoś, czy my mamy to załatwić?”, zapytała.
Cole doświadczył nieoczekiwanego przebłysku smutku. „Zatrzymajcie ją. Nie miała nikogo w moim stadzie. Jej ojciec jest samotnym wilkiem i nie mam pojęcia, gdzie jest”. Odwrócił się i wyszedł przez drzwi, a za nim jego kuzyn i beta.
„A co z dwójką moich ludzi?” Darrel zapytał Kaia, gdy cała trójka wyszła na zewnątrz.
„Zostają”. Kai wzruszył ramionami. „Dałem twoim chłopakom czas, by odeszli i przeszukali teren. Oni jednak pozostali na moim terenie, więc pozostaną w zamknięciu”.
Cole uśmiechnął się. „Stajesz się ostatnio coraz ostrzejszy, co, Kai?”
„Muszę, ze względu na te szumowiny, które są w twoim stadzie”, odparł, a Cole się skrzywił.
Jego kuzyn odprowadził ich do samochodu, ale zatrzymał się, gdy byli już blisko. „Mam oczy i uszy otwarte, Cole. Kontroluj swoje stado, bo może zostać ci odebrane”.
Cole zatrzymał się i spojrzał twardo na Kaia. „Przez kogo? Ciebie?” Zaśmiał się sucho.
„Nie, ale założę się, że gdzieś tam jest wilk, który żywi do ciebie urazę. A jeśli wilcza rada się o tym dowie, zlikwiduje wasze stado i wszyscy zostaniecie uznani za łotrów”.
„W takim razie polowanie rozpoczęte”. Kai uśmiechnął się chłodno.
Cole wsiadł do samochodu i zamknął drzwi, po czym wystawił głowę przez okno, gdy Darrel odjeżdżał.
„Dzięki za wyniesienie śmieci, kuzynie!”, krzyknął do Kaia, po czym usiadł z powrotem na swoim miejscu i przez kilka minut dyszał ze złości.
Nagle uderzył pięścią w deskę rozdzielczą, powodując pęknięcie plastiku.
„Ona nie żyje!”, krzyknął. „Chcę, żeby to pieprzone stado zapłaciło! Chcę, żeby poczuli stratę, którą ~ja ~czuję. Ona była ~moja~! MOJA!”
Odwrócił się do swojego bety i zmrużył oczy. „Ty to zrobiłeś”, warknął, „więc ~ty~ mi to wynagrodzisz~.~ Przyprowadź mi dziewczyny z tego stada!”