Megan Blake
Alexander
Jego palce bębniły wzdłuż krawędzi drewnianego stołu, podczas gdy wpatrywał się w nią.
Cisza nie była czymś, co go drażniło. Lepiej mu się pracowało, gdy był otoczony ciszą. Mógłby tu siedzieć, w ciszy, godzinami, gdyby zaszła taka potrzeba. Ona jednak nie potrafiła. Łatwo to było stwierdzić.
Nie przestawała brać małych łyków kawy, obie jej dłonie owinięte były wokół białego kubka. Widział, jak zaciskała palce za każdym razem, gdy jego palce lądowały na stole.
Jej oko drgało, ale potem zwijała wargi, starając się zachować spokój. To ją zżerało od wewnątrz. Wiedział, że czas mija i że umówili się na godzinę, ale to go bawiło.
Był przyzwyczajony do innych reakcji, do tego, że ludzie robią dla niego wszystko. On był alfą. Nie przeciwstawiali mu się. Czasami zdarzało się, że ktoś lekko oponował, przekomarzał się z nim, ale nic ponad normę. Ale ona?
Prawie musiał przeciągnąć ją przez swoje ramię, kopiąc i krzycząc. To było coś nowego. Ona była z innego stada. Stada bez alfy, jak się wydaje.
Nic z tego nie wyjaśniało, dlaczego nie wyczuła go, zanim się odezwał.
Powinna wiedzieć, że on tam był.
I znów, mógł to dodać do długiej listy pytań; jej życie wśród ludzi, jej nieświadomość, że zostawiła dla niego ślad… Albo to, którego nie dało się zignorować: jak to się stało, że nie wiedziała, że jest jego partnerką.
Nie chodziło o sposób, w jaki mu się przeciwstawiała, ale o język jej ciała, gdy przebywała w pobliżu niego.
Im więcej czasu mijało, tym bardziej stawało się oczywiste, że ona tego nie czuje. Dlaczego nie? Ból w jego klatce piersiowej był nie do pomylenia.
Nigdy wcześniej go nie czuł, ale wiedział, co to jest.
Potrzeba ochrony.
Potrzeba bliskości.
Jego własny cel był niejasny. Chciał odpowiedzi, chciał potwierdzenia, ale co potem? Odejść?
Biorąc pod uwagę jego brak opanowania podczas ich poprzedniego spotkania, nie wiedział, jak dobrze to wróży. Zapach jej ciepła już się ulotnił, co ułatwiło mu zebranie myśli.
Ostatniej nocy nie miał zamiaru jej dotykać. Potrafił się kontrolować. Zawsze tak było; on wybrał poddanie się i delektowanie się temu. Nigdy nie musiał tego robić. Zauważył jej obecność, jej zapach, więc trzymał się z daleka.
Ale kiedy ona oparła się o drzwi? Jego zdrowy rozsądek wyparował.
Nigdy nie spodziewał się, że będzie z nim walczyć. Była omegą; powinno być łatwo sprowadzić ją z powrotem do siebie.
Ale wtedy poczuł to, gdy dotknął jej po raz pierwszy: zaborczość, chęć posiadania; jakby była jego. Wiedział, co to znaczy, ale nie był w stanie myśleć jasno.
Jego zaskoczenie tym odkryciem było tym, co pozwoliło jej się od niego wymknąć.
Nigdy nie spodziewałby się, że jego partnerka będzie... kimś takim jak ona.
Z biegiem lat, stało się oczywiste, że jego towarzyszka nie należała jeszcze do jego stada.
Czekał, zakładając, że nowy rekrut w końcu się pojawi, wzbudzając uczucia w dole jego żołądka – ale to się nigdy nie stało. Potem wpadł na nią i teraz w jego głowie była tylko jedna myśl: Sprawić, żeby należała do niego.
Nie.
Było zbyt wiele pytań. Może było w niej coś więcej; poprzedni alfa – nawet jeśli mówiła, że nie go było. Nie potrzebował, żeby taki dziwny wilk go przywiązywał do siebie. Wiedział jednak, że nie może trzymać się z daleka.
Nie mógł się jej pozbyć; jego wilk nie pozwoliłby mu jej skrzywdzić. To nie było tak, że chciałby kogoś zamordować bez powodu.
Więź godowa byłaby słabością, czymś, co inne stada mogłyby wykorzystać przeciwko niemu, a on nie mógł sobie na to pozwolić. Nie mógł jednak wyciszyć swojego wewnętrznego głosu.
Nieważne, że to wszystko nie ma sensu, że ona nie ma sensu. Musiał wiedzieć. On chciał wiedzieć.
– No i?
Czuł, jak uśmiech dociera do jego oczu. – No i?
Długie westchnienie wydostało się z jej klatki piersiowej, a policzki się zaczerwieniły. – Chciałeś porozmawiać. A teraz nic nie mówisz.
Wciąż się w nią wpatrywał.
Nawet gdy ona wpatrywała się w swoją kawę, płyn o miodowej barwie wirował w kubku przy każdym stuknięciu palców, jego spojrzenie wypalało jej dziurę w czole.
A to dlatego, że nie pomyślał o tym, by ją odnaleźć i potwierdzić swoje podejrzenia. Założył też, że ona też wie... Nie sądził, że będzie musiał ją przekonywać do siebie.
W jej mieszkaniu był mężczyzna, ale nie byli ze sobą związani.
Nie mogli być.
Miała być jego partnerką, nie kogokolwiek innego.
– Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo jesteś chętna – zaśmiał się.
– Nadal mi nie odpowiedziałaś.
– Na co?
– Dlaczego uważasz, że alfy są potworami? Powiedziałaś, że nie masz żadnego, więc się dziwię.
– Ponieważ Alfy są potworami, mordercami.
– Czy to dlatego nigdy nie miałaś żadnego? Urodziłaś się w stadzie, miałaś złe doświadczenia i odeszłaś?
– Nie urodziłam się w stadzie.
Uśmiechnął się i zmarszczył brwi. – Twoi rodzice byli wygnańcami?
– Nie. Moi rodzice byli ludźmi.
Odstawiła swój kubek na stół, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
– Phi – prychnął. – Zostałaś ugryziona.
Wszystkie małe brakujące kawałki układanki złożyły się w całość. Ugryziona. Wilki trzymały się na tyle daleko od ludzi, że było to rzadkością.
Kojarzenie się z człowiekiem wiązało się z wieloma komplikacjami i odpowiedzialnością, więc większość unikała tego typu sytuacji. Im mniej się mieszali, tym lepiej. Co było jeszcze rzadsze niż to?
Wilk gryzący człowieka i zmieniający go na zawsze.
– Twój mały przyjaciel to zrobił?
To tłumaczyło jego obecność i jego zapach na niej.
Jej oczy się zwęziły. – Will nigdy by tego komuś nie zrobił.
Uraza, nienawiść pulsująca w jej głosie była trudna do przeoczenia. Można było łatwo stwierdzić, że była bardziej niż niezadowolona ze swojego obecnego położenia.
– Więc kto?
– Nie wiem – wydyszała.
– Ktoś mnie znalazł – nie sądzę, by chodziło mu o to, żebym żyła. Jeśli tak, to rozszarpanie mi pleców i klatki piersiowej było zabawnym sposobem na pokazanie tego.
Prawdopodobnie mu o to nie chodziło. To nie była najmądrzejsza decyzja.
Nie dość, że ten wilk zaatakował człowieka, to jeszcze pozwolił mu żyć? Nie upewnił się, że nie przeżyje, by opowiedzieć tę historię? Zostawił nowopowstałego wilka na wolności, samego sobie? Kogoś, kto wcześniej nie miał o nich żadnej wiedzy.
Co za lekkomyślny dupek. Mógł stworzyć problem dla nich wszystkich. Niektóre wilki były samolubnymi idiotami.
– A Will? Próbował powstrzymać pogardę przed rezonowaniem z jego głosu, gdy wypowiadał jego imię.
– Poznałam go, gdy przemieniłam się po raz pierwszy – przesunęła palcami po krawędzi swojego kubka z kawą. – Więc nie, nigdy nie miałam alfy ani watahy. I radzę sobie całkiem dobrze, dziękuję, że pytasz.
– Zgaduję, że twój przyjaciel nie lubił swojego alfy.
– Można tak powiedzieć.
– Co mu zrobił?
– Wiesz, odpowiedziałam na wiele pytań. A Ty nic mi nie powiedziałeś.
Gestem wskazał jej, by kontynuowała. – Co chcesz wiedzieć?
W tym tempie odpowiedziałby na wszystko, aby ta rozmowa trwała.
– Dlaczego tu jesteś? Dlaczego ze mną rozmawiasz?
Chciała odpowiedzi, których on nawet nie miał. Podążał za swoim instynktem, śledził ją.
Wiedział, że nie sądził, że to mądre mieć ją za towarzyszkę. Wiedział jednak, że jest jego partnerką. Wiedział tylko tyle.
Ostateczna decyzja? Plan? Nie miał nic z tych rzeczy.
Zazwyczaj był metodycznym planistą, ale nie teraz. Musi znaleźć sposób, żeby ją zatrzymać przy sobie. Nie zastanawiał się nad tym głębiej. – Nie wiem.
– To nie jest odpowiedź.
– To jest jedna, którą mam. Zawsze mocno się kontrolowałem. Potem pojawiłaś się ty.
– Mam uwierzyć, że jesteś prawiczkiem?
Zaśmiał się. – Nie. Ale kiedy uprawiam seks z kobietą, to dlatego, że tak postanowiłem. Nie dlatego, że nie mogę się powstrzymać.
Jego głos był niski. Mówił szeptem i widział, jak ona drży na ten dźwięk.
– Dlaczego to ma znaczenie?
– Nie lubię tracić kontroli.
Jego oczy były surowe, jego spojrzenie skupione, a ona przełknęła ciężko.
Potrafił wywołać u niej reakcję – musiała wiedzieć, że coś jest nie tak. Czy jej przyjaciel nic jej nie powiedział? Mógłby powiedzieć to wprost, ale ona i tak nie wierzyła w żadne jego słowo.
Jak dobrze by to zniosła, gdyby powiedział jej, że musi być z nim?
– Cóż, nie mam dla ciebie wytłumaczenia. Nie do końca podobało mi się to, co się stało.
Przed jej następnym wciągnięciem powietrza, jego ręka objęła jej.
Przytrzymał ją, gdy pochylił się nad stołem. – Prawie mnie nabrałaś. Próbowała wyrwać rękę, ale nie pozwolił jej na to. Zamiast tego, trzymał ją mocno na miejscu, a kącik jego ust ułożył się w uśmiech.
– Pachniało, jakbyś dobrze się bawiła.
On tak się bawił. Nie mógł zapomnieć miękkości jej skóry, jej smaku, sposobu, w jaki się dla niego rozpływała. Przytrzymała jego spojrzenie, nie mogąc oderwać od niego oczu. Wiedział, że ona też to czuła.
Nawet, teraz gdy na niego patrzyła, jej tęczówki pociemniały, a on mógł poczuć bijące od niej ciepło. Sapnęła i odruchowo odsunęła górną część ciała, gdy zorientowała się, że podchwycił jej myśli.
Uśmiech Alexandra przerodził się w grymas i był całkiem zadowolony z siebie. – Nie możesz sobie tego odpuścić, co?
Pomimo głębokiego czerwonego koloru, który pomalował jej zwykle blade policzki, odwróciła wzrok.
Tym razem odciągnęła rękę – używając więcej siły niż podczas poprzedniej próby – i uwolniła ją. Oparła obie dłonie na kolanach, splatając ze sobą palce.
– Skończyliśmy?
Pozwolił, by chichot przeszedł przez jego usta, zanim zerknął na zegarek. – Mam jeszcze czterdzieści trzy minuty.
Alexander wiedział, że czterdzieści trzy minuty nie wystarczą; nie odpowiedziałaby na połowę pytań, które miał.
Została ugryziona, nie miała watahy i kręciła się wokół jednego wilkołaka. Wilkołaka, który najwyraźniej dał jej okropne wyobrażenie o tym, jak to jest być w stadzie.
Było to co najmniej niezwykłe; wilki były stworzeniami stadnymi.
Chyba że Will lubił mieć z nią swoją małą watahę jeden na jednego.
– Nie widzę sensu w przeciąganiu tego dłużej.
– Masz na myśli ten sam sposób, w jaki nie widzisz sensu posiadania watahy.
– Widzę sens w stadzie. Nie widzę sensu w posiadaniu alfy – sprostowała.
To nie miało sensu. Co ta beta jej powiedziała? – To idzie w parze. Jak można mieć stado bez alfy, który je prowadzi?
Bety i omegi, potrzebowały przewodnictwa, struktury, kogoś, kto by je prowadził.
– Nie, nie zawsze.
– Ludzie mają głowę gospodarstwa domowego, prawda? Ktoś, kto zapewnia i utrzymuje porządek...
– To nie to samo.
– Czyż nie?
– Rodzic nie zmusza cię do zabicia kogoś.
Jego usta rozchyliły się, a niebieskie oczy zamrugały; teraz miał coś, co mógł ugryźć. – Zabicia? Czy to jest to, co zrobił alfa Willa?
– Nie, on nic nie zrobił. Sprawił, że inni ludzie wykonują jego brudną robotę.
– Która to była wataha?
Alexander obserwował, jak emocje błysnęły w jej oczach. Przygryzała wargi, prawdopodobnie zastanawiając się, czy powinna się z nim podzielić tą informacją. On musiał wiedzieć.
Coś było nie w porządku i musiał to naprawić. Może gdyby udało mu się skorygować jej zdanie na temat alf, nie byłoby to tak bolesne.
Siedziała naprzeciwko niego, nie mając dla niego nic poza pogardą. To nie było w porządku.
– Kazał stadzie zamordować jego rodziców.
– Dlaczego?
– Dlaczego co?
– Dlaczego alfa kazał zabić jego rodziców?
– Nie wiem. Bo był potworem. Bo jego mama była człowiekiem.
Ugryziony i półsierota.
Tworzyli razem niezłą parę. Prawie pasowali, a jednak nie. Bo ona była jego. – I myślisz, że dlatego ich zabił?
– A z jakiego innego powodu?
Alexander wzruszył ramionami. – W moim stadzie jest człowiek. Nie zabiliśmy jej.
Jej dolna warga zadrżała przez sekundę – tylko jedną – bo mu uwierzyła. Ale nie mogła.
– Moglibyście zabić stu ludzi. Nie wiedziałabym o tym.
– A ja ci mówię, że nie zabiłem żadnego i nikt z mojego stada nikogo nie zabił.
– Mam ci zaufać?
– Powinnaś ufać mi o wiele bardziej, niż temu swojemu przyjacielowi.
Wiedział, że zabójstwa wewnątrz watahy są możliwe, ale nie było to w zwyczaju – zwłaszcza bez powodu.
Jeśli pozwolili wilkowi związać się z człowiekiem i mieć dziecko... to jej bycie człowiekiem nie było powodem, dla którego ją zabili, inaczej zrobiliby to już dawno temu. Coś nie pasowało w tej historii.
Jej mały przyjaciel Will nie opowiedział jej całej historii.
– Znam Willa. Nie znam cię.
– Zmieńmy to.
To były ostatnie słowa, które wypowiedział, zanim pochylił się na bok, a następnie pociągnął za jej krzesło.
Zanim zorientowała się, co robi, było już za późno; miał w rękach jej telefon.
– Oddaj go! – krzyknęła, sięgając przez stół i próbując uwolnić telefon z jego rąk.
Ale on nie słuchał.
Zamiast tego, była zmuszona patrzeć, jak pisze na klawiaturze, zanim przyłożył telefon do ucha. Odczekał kilka sekund, a potem się rozłączył. Oddał jej telefon, przesuwając go po stole. – Proszę.
– Co zrobiłeś?
– Zadzwoniłem do siebie. W ten sposób – zaczął, gdy odzyskał swój własny telefon. – Mam twój numer.
Zatrzasnęła ręce na stole, wykorzystując swój nowo odkryty uchwyt, aby wstać.
– Czy to dla ciebie zabawne? – zapytała szyderczo.
– Nie wiem, czego chcesz, OK? Przepraszam, że pozwoliłam ci się dotknąć. Zaufaj mi, ja też tego nie chciałam. Dlaczego nie wrócisz do swojego stada i swoich małych zwierzątek czy czegokolwiek i zostawisz mnie w spokoju? Przestań mnie śledzić, nie odzywaj się do mnie.
– Nie jestem zainteresowana. Cokolwiek myślisz, że się tu wydarzy, tak nie będzie.
Wstał, chwytając dłonią jej nadgarstek, przyciągając ją do siebie. Gdy jej klatka piersiowa zderzyła się z jego, ona wstrzymała oddech.
– Myślę, że masz jakieś złe wpływy wokół siebie. Gdybyś kiedykolwiek widziała stado, myślałabyś inaczej. Więc nie waż się rozpowszechniać kłamstw na nasz temat.
– Nie masz pojęcia o byciu wilkołakiem i nie ma to nic wspólnego z faktem, że zostałaś ugryziona.
To miało coś wspólnego z tym, że zdezorientowany wilk wkładał jej brednie do głowy.
– Więcej moich wilków wróciło rannych z powodu człowieka niż ludzi, którzy kiedykolwiek stracili kroplę krwi z powodu jednego z moich. Nie przeinaczaj więc faktów, aby dopasować je do swoich potrzeb. Jego palce ścisnęły się mocniej wokół jej nadgarstka, a wtedy wezbrała w niej panika.
– Chcesz wiedzieć, czego chcę? Chcę cię w mojej watasze.
Jego własna odpowiedź zaskoczyła go samego. Czy tego właśnie chciał? Prześladował ją, by sprowadzić ją z powrotem ze sobą?
Nawet jeśli nie mógł jej wziąć w ten sposób? To by ją trzymało blisko. Dzięki temu miałby ją w zasięgu wzroku. Im więcej myślał o tej becie, która snuła się wokół niej, tym mniej mu się to podobało.
Przynajmniej gdyby była w pobliżu, upewniłby się, że nikt nie położy na niej łapy. Nie urodziła się taka; wątpił, by wiedziała o partnerstwie, czy o czymkolwiek innym. To jednak wyjaśniało, dlaczego nie czuła więzi.
Prawdopodobnie czuła, ale nie wiedziała o tym. Nie potrafiła powiedzieć, co to jest. A on nie zamierzał być tym, który zaproponuje to wyjaśnienie.
– W twoim stadzie? Czyś ty oszalał? – wyszeptała.
– Co sprawiło, że pomyślałeś, że kiedykolwiek pójdę za tobą?
Użył swojego uścisku na jej nadgarstku, by manewrować nimi wokół stołu, a jego palce nigdy się nie zawahały. Tym razem nic za nimi nie zostało.
Alex wiedział, że jej Gorąco się skończyło, a mimo to reagowała na niego.
Pewnie nie zdawała sobie z tego sprawy, ale nachyliła się do niego. Czuł zapach wilgoci między jej nogami, widział gęsią skórkę tworzącą się wzdłuż jej ramion.
Ona też go pragnęła. Była wobec niego bezbronna.
Ale walczyła z tym. Tworzyła barierę między nimi. Nie odpuszczała kontroli nad sobą na tyle, by pozwolić mu ją mieć.
Jego usta znalazły się na jej uchu, zmuszając ją do wstrzymania oddechu.
– Bo powiedziałaś, że mogę spróbować… – jego nos przesunął się wzdłuż jej szczęki. – I odeszłaś, zanim udało mi się cię zdobyć.
Mógł usłyszeć bicie jej serca i sposób, w jaki przyspieszało. Nie umknęło mu też subtelne zaciskanie się jej nóg.
To. To był powód, dla którego nie powinien mieć jej w swoim stadzie. Ale mógł jej posmakować – mógł jej posmakować, nie mając jej całej.
Nie dowiedziałaby się. On zająłby się pragnieniami i oboje byliby wolni.
W głębi duszy czuł swojego wilka. Jakby się opierał.
Nawet gdyby teraz odszedł. Wiedział, gdzie mieszkała. Wiedział, gdzie pracowała. Wróciłby. Mógłby z tym walczyć. Mógł powiedzieć "nie".
Ale musiał stawić czoła rzeczywistości; prawdopodobnie nie będzie mówił "nie" zawsze. I ona z pewnością też nie będzie mówić "nie" zawsze.
– Puść mnie.
To nie był rozkaz. Raczej błaganie.
Jej głos się łamał, a oczy lśniły od łez. Nie płakała, ale była przytłoczona. W jego piersi pojawiło się uszczypnięcie. Czy to było poczucie winy? Wszedł w relację z nią bez zastanowienia. Ona sprawiała, że był irracjonalny.
Nie mógł myśleć trzeźwo. Chciał jej. Potrzebował jej.
Czy był na tyle głupi, by myśleć, że może się wykręcić od pragnienia jej? Że może przekonać siebie, by nie mieć jej za towarzyszkę? Był za mądry, żeby się tak oszukiwać.
To nigdy nie była jego decyzja. Nie mógł też temu zaprzeczyć. Nie było żadnego środka, nie było sytuacji, która mogła się wydarzyć, a w której nie wziął jej lub odszedł.
Poczuł, jak zaciska pięść, gdy pomyślał o tym, że nie dręczyło jej to samo poczucie winy. Nie czuła siły więzi, potrzeby bliskości.
Gdyby on mógł czuć to samo, mógłby zostawić ją przy jej życiu i wrócić do swojego.
Nie była na to gotowa.
Na nic z tych rzeczy.
Powiedzieć, że wyglądała na zszokowaną, gdy poczuła, że jej ramię wpada w pustkę, nie było nawet bliskie opisania jej reakcji. Opadło na jej bok i nagle ciepło jego ciała opuściło ją.
Wyprostował się, na jego twarzy pojawił się uśmiech.
– Wiesz, jak do mnie trafić – powiedział, błyskając jej ostatnim uśmiechem, zanim przeszedł obok niej.
Jeśli nie odejdzie teraz, może zrobić coś, czego nie będzie mógł cofnąć.
Nie wiedział jak nie popchnąć jej. Ale im bardziej ją popychał, tym bardziej się odsuwała. Być może w pewnym momencie w końcu się ugnie, ale co musiałby zrobić, żeby się tam dostać?
Nie mógł tego zrobić nieprzygotowany.
Nie mógł być tak lekkomyślny.
Jego wilk szalał w jego piersi, gdy odchodził, ale odepchnął go na bok. Nie poddawał się. Chciał się z siebie śmiać; z tego, jak nisko upadł.
Nie mógł się powstrzymać od odwrócenia głowy, zastanawiając się, czy ona patrzy w jego stronę.
Ale nie patrzyła.
Nie patrzyła, jak odchodzi, nie ruszyła się. Czekała, a jej głowa pochyliła się do przodu.
Czy to było to, co przychodziło jej naturalnie, czy może to, że czuła na sobie jego wzrok? Czy celowo unikała jego spojrzenia?
Usłyszał, jak przełknęła i w końcu wypuściła długi oddech, a jej ramiona zadrżały.
Zerknęła w prawo, dostrzegając na stoliku swoją komórkę. Sięgnęła po nią i włączyła ekran. Czy zamierzała skasować jego numer? Widział jej telefon nad ramieniem, jej palec unosił się w powietrzu.
Jej kciuk przechylał się w lewo i w prawo, ale nie naciskała.
Alexander zrobił jeszcze kilka kroków, trzymając się krawędzi budynku, by upewnić się, że nie zauważy jego obecności. Zrobiłaby to.
Pozbyłaby się jego numeru. Ale wtedy jej kciuk nigdy nie nacisnął ikony kosza na śmieci. Zamiast tego zamknęła ekran i schowała telefon do tylnej kieszeni.
Myślał, że może się odwróci i go tam zobaczy, ale nie zrobiła tego.
Wstała, palce zagłębiły się w dłonie i zacisnęła je w pięści, a potem poszła w przeciwnym kierunku, z telefonem wyłaniającym się z kieszeni.
Nie skasowała go.
To wystarczyło, żeby mógł to odwrócić.
Nie mógł być miękki, nie miał tego w sobie. Ale mógł to wykorzystać na swoją korzyść. Musi kontrolować swój popęd, kontrolować swój temperament.
Jedna chwila razem i wszystkie jego myśli zostały zaatakowane przez nią.
Nie mógł się powstrzymać, żeby nie parsknąć śmiechem.
Dziwnie ugryziony wilkołak jako partnerka życiowa.
Miał najgorszego, pieprzonego pecha.