Ali Nafe
LAIKA
„Ale…”, zacząłem.
Carolyn przerwała mi. „Minęło osiem lat, a ty nawet nie opuściłaś Południowej Prowincji. To dla ciebie okazja, by zobaczyć świat na zewnątrz”. Jej głos był miękki, uspokajający. Nie wiedziała, jak bardzo przerażały mnie te słowa.
„Wiem, jak to wygląda”, powiedziałem. „Urodziłam się tam, więc wiem, jak tam jest”.
Nie było mowy, żebym wróciła do tego piekła. Byłam wyrzutkiem, wrzodem na tyłku i odrazą dla największego stada w całych Wyżynach.
„Przez osiem lat wiele się zmieniło”, powiedziała Olivia, druga najstarsza córka Carolyn. Była najcichszą z nich. Jeśli miała swoje zdanie na ten temat, byłam skazana na porażkę.
„Czego się tak boisz?”, wtrącił Lyall.
Moje oczy spotkały się z jego. Czy on tego nie widział? Czy to nie on znalazł mnie w Północnej Prowincji, poturbowaną i na skraju śmierci? Opiekował się mną, a jego zaskoczenie, gdy udało mi się przeżyć, było niezapomnianym widokiem – sądził, że moje obrażenia były zbyt poważne, że nie przeżyję.
„Otrzymałam to od Północnej Prowincji”. Moje małe palce wskazały na bliznę na mojej twarzy. „Nie chciano mnie tam, a ty myślisz, że wrócę tam i będę się uśmiechać do ludzi, którzy mi to zrobili?”
„Nie wiesz, kto to zrobił; jestem pewien, że był to atak łotrzyków”, powiedział alfa. Nie był jeszcze tak sfrustrowany, by użyć na mnie swojego statusu alfy, ale czułam, że miało to wkrótce nastąpić.
„Mój wróg wciąż tam może być”, powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Wciąż tam jest, chciałam dodać, ale lepiej się powstrzymałam.
„Podróżujemy z naszą obstawą. Poza tym sama jesteś w stanie się obronić. Ktokolwiek cię skrzywdził, znalazł cię w najsłabszym momencie, ale teraz jesteś silniejsza. Słyszysz mnie, córko?”
Przytaknęłam, nie ufając sobie na tyle, by cokolwiek powiedzieć.
„Będzie fajnie, uwierz mi”, powiedziała Madison obok mnie.
Nic w tym nie będzie fajne. Gdybym uczestniczyła w spotkaniu z nimi, byłabym postrzegana jako część rodziny alfa. Gdziekolwiek rodzina by się nie udała, ja też bym tam była.
Ten potwór był następny w kolejce do bycia alfą. Nie byłabym w stanie przed nim uciec. Przez lata docierały do mnie pogłoski o jego okrucieństwie. Kontynuował swoją misję eliminacji łotrzyków i tych, których uważał za genetyczne porażki. Tych, którzy skaziliby krew rasy. Tych, którzy byli słabi, jak ja.
Nikt nie rzucił wyzwania Prowincji Północnej. Byli największą grupą z największą armią. Byli aroganccy i bezwzględni. I zawsze zwycięscy.
„W takim razie postanowione”, powiedział Alfa Clarke, a ja ponownie zamknęłam oczy. Ten tydzień stawał się coraz gorszy. Bałam się, że po tym wszystkim już nigdy nie będę taka sama.
Po śniadaniu odeszłam od stołu tak szybko, jak to możliwe. Miałam dzień na zebranie sił przed podróżą do Północnej Prowincji. Dzień na upewnienie się, że mój gniew jest pod kontrolą.
Moja wilczyca odezwała się we mnie. „Nic nam nie będzie”, powiedziała do mnie, ale bardzo w to wątpiłam. Zobaczenie tego potwora i przebywanie w jego obecności przez trzy tygodnie będzie piekłem na ziemi.
Na Boginię Księżyca, jak miałam to przetrwać?
Skierowałam się w stronę centrum treningowego – potrzebowałem fizycznego sposobu na wyładowanie frustracji. Aby okiełznać pieprzony strach i znaleźć ukojenie w ostatnich godzinach, które mi pozostały.
Adam dogonił mnie. Dobrze, pomyślałam, ~potrzebowałam kogoś dużego i silnego do sparingu~.
„Nie podoba ci się ten pomysł”, powiedział, zwalniając kroku.
„Gdybym tylko miała wybór”, powiedziałam.
„Wypij wilczą jagodę”, zasugerował. Jedna kropla mogłaby zatrzymać mnie w łóżku na tydzień. Ale czy to powstrzymałoby ich przed zabraniem mnie tak czy inaczej?
„Łatwiej będzie, jeśli po prostu z nimi pojadę”, powiedziałam.
„Dlaczego kłamiesz, że nie wiesz, kto cię zaatakował? Przez lata obserwowałem cię, widziałem, jak ogarnia cię strach, gdy tylko ktoś wspomni o Północnej Prowincji. Z czasem to osłabło; pierwszy rok był najgorszy”.
„Nie jestem kłamcą”, warknęłam.
„Nieważne. Pewnego dnia prawda wyjdzie na jaw. Lepiej, żeby nie zniszczyła tej rodziny, bo inaczej cię dopadnę i wykończę”.
Moje stopy się zatrzymały. Odwróciłam się do niego i spojrzałam w jego zielone oczy.
„Nie próbuj mnie zastraszyć – nie jestem Madison”.
„Jak już mówiłem, lepiej nie krzywdź tej rodziny – wiele dla mnie zrobili”.
„W takim razie jesteśmy po tej samej stronie. Nie chcę ich skrzywdzić”, powiedziałam przez zęby i ruszyłam dalej.
„Dobrze”, powiedział, gdy weszliśmy do centrum treningowego. Po podłodze walały się maty i sprzęt do walki. Adam przeszedł na środek sali i zajął pozycję. Zrobiłam to samo, gotowa do walki.
„Nie chcę, żebyś po tym płakała”, powiedział, uśmiechając się i składając dłonie w zaciśnięte pięści.
„Przestań gadać. Zacznijmy już”. Uśmiechnęłam się, podskakując w oczekiwaniu. Branie udziału w takich walkach było uzależniające.
Trafiłam go w szczękę, a on przeklął. Wkrótce zaczęliśmy wymieniać ciosy i kopnięcia. Po skończonej walce prawdopodobnie będę cała posiniaczona. A dzięki moim genom wilkołaka, do końca dnia nie będzie po walce żadnych śladów.
Walczyliśmy, dopóki trener Benson nie kazał nam odpocząć. Padłam na podłogę, podobnie jak Adam.
„To było niesamowite; uderzałaś jak mężczyzna”. Roześmiał się, jego klatka piersiowa unosiła się i opadała.
„Cieszę się, że tak myślisz”. Boże, moje ciało bolało. Tego właśnie potrzebowałam – dawki fizycznego bólu, by znieczulić emocjonalne tortury, które odczuwałam po stracie Lyalla. Musiałam szybko dojść do siebie, zanim zupełnie oszaleję, a nadchodząca podróż tylko pogorszy sytuację.
„Możemy jeszcze raz?”, zapytałam Adama.
„Doskonale”. Szybko stanął na nogi i podciągnął mnie do góry. Bez ostrzeżenia kopnęłam go w brzuch. Jedną dobrą rzeczą w Adamie było to, że nie powstrzymywał się, ponieważ byłam dziewczyną. Uderzył mnie jak równego sobie, dokładnie tak, jak tego potrzebowałam.