W poszukiwaniu szczęścia - Okładka książki

W poszukiwaniu szczęścia

Alissa C. Kleinfield

Rozdział drugi

CHRIS

Christopher wysiadł z czarnego sedana. Zamykając oczy, głęboko wdychał świeże, leśne powietrze, rozluźniając jednocześnie krawat.

O tej porze dnia, późnym popołudniem, zapach lasu wydawał się najbardziej intensywny. Od razu podziałał na niego uspokajająco. Dopiero co wyszedł na zewnątrz, a już był o wiele bardziej zrelaksowany.

Spojrzał na chwilę w górę, by zobaczyć czubki Szarych Gór otoczone chmurami. Uwielbiał to miejsce; Miller Creek było jego domem. Właśnie wrócił z tygodniowego pobytu w Litchley, ale nie znosił tego miejsca.

Było tam tak tłoczno, tak szaro, z tymi wszystkimi fałszywymi ludźmi, którzy cały czas całowali go po tyłku. Chciałby nigdy nie musieć tam wracać, ale dopóki była tam jego firma, musiał tam jeździć od czasu do czasu.

Chris wyjął z bagażnika swoją walizkę i małą aktówkę, po czym wszedł na schody dużego drewnianego domu. Przypominał on ogromną chatę z bali.

Dom był stary, ale bardzo dobrze utrzymany, odpowiadający współczesnym potrzebom i wygodom.

– Dobry wieczór, Chris, jak minęła podróż do wielkiego miasta? – w drzwiach przywitał go zastępca Chrisa, Danny.

– Sam stres. Szczerze mówiąc, cieszę się, że jestem w domu – odpowiedział Chris, kierując się w stronę dużych, centralnych schodów.

Danny podążył za nim do jego apartamentu, mówiąc: – Dobrze mieć cię z powrotem, Chris. Nic wielkiego się nie wydarzyło, gdy cię nie było, oprócz Garretha i Fritza, którzy jak zwykle nie mogli obejść się bez bójki.

– Cieszę się, że wróciłeś, Chris – wiesz, że naprawdę nie lubię być sam odpowiedzialny za wszystkich.

Kiedy znaleźli się pod drzwiami Chrisa, ten odwrócił się i spojrzał Danny'emu w oczy. – Więc nic się nie stało? Naprawdę? A co z tymi łobuzami – nie miałeś od nich wieści?

Chris otworzył drzwi i wszedł do środka. W pobliżu granic czaiły się łotry, które mogły przysporzyć poważnych kłopotów.

– Było spokojnie – powiedział Danny. – Może to jest jak cisza przed burzą, ale nie mam nic przeciwko temu, by choć na chwilę zaznać spokoju.

Chris odłożył walizkę w kąt apartamentu, a teczkę rzucił na stolik do kawy. Zdjął krawat i rzucił go na kanapę. – Tak lepiej – powiedział z westchnieniem.

– Naprawdę tak bardzo nienawidzisz tego miasta? – zapytał Danny.

– Wiesz, jak bardzo go nienawidzę. Gdybym mógł, natychmiast zamknąłbym ten interes, ale wiesz, że nie możemy się bez niego obejść – spojrzał na swoją prawą rękę, która była również jego najlepszym przyjacielem.

– Czy podczas pobytu w Litchley znalazłeś przypadkiem pewną kobietę, podobną do twojej bratniej duszy? – Danny zapytał z ciekawością, siadając na kanapie i kładąc stopy na stoliku przed nią.

– Danny, zdejmij nogi ze stołu i nie zadawaj głupich pytań – powiedział z westchnieniem zirytowany Chris. Jego oczy stały się mroczne.

– Zakładam, że nie?

Chris przytaknął, nadal był zirytowany.

– To dziwne, że jeszcze jej nie znalazłeś. Już tak długo szukasz tej właściwej.

– Przynajmniej nie jestem sam w tym, że nie znalazłem tej właściwej – odparł Chris z lekkim uśmiechem. – Wiem, że ty też nie znalazłeś swojej kobiety.

Po ich rozmowie Danny wyszedł, zostawiając Chrisa, aby wziął prysznic i przebrał się w wygodniejsze ubrania. Chris usiadł na swojej sofie, myśląc o swoim przyjacielu. Znali się przez całe życie.

Dorastali razem jako najbardziej obiecujące dzieciaki ze stada; Danny był dla niego jak brat. Od czasu ich dzieciństwa wiele się wydarzyło.

Ale za każdym razem, gdy potrzebował wsparcia, Danny był przy nim. Pomagał mu w każdy możliwy sposób, Danny robił to już, zanim został betą.

Chris wiedział, że Danny wciąż obwiniał się za to, że Chris został porwany przez dzikie wilki, gdy miał szesnaście lat.

Wtedy byli jeszcze dziećmi; obaj przechodzili proces przemiany z chłopców w silnych mężczyzn, którymi są teraz. Danny nie mógł zrobić nic, by zapobiec porwaniu.

To był trudny okres, ale razem wyszli z niego silniejsi.

Będąc dziećmi alfy i bety, mieli przejąć władzę po ojcach. Chris przejął stanowisko alfy od swojego ojca siedem lat temu, gdy miał osiemnaście lat.

Jego ojciec został zabity przez alfę wrogiego sąsiedniego stada, a matka zmarła niedługo potem z żalu. Nawet wtedy Danny pomagał mu radzić sobie z tym wszystkim.

Przejął stanowisko alfy, poradził sobie ze stratą rodziców, zaopiekował się braćmi – wspierał go bez względu na wszystko.

Chris wiedział, że Danny dałby się postrzelić za niego srebrną kulę, gdyby musiał, i on również zrobiłby to samo dla Danny'ego.

Wciąż odpoczywał na kanapie z zamkniętymi oczami, gdy nagle poczuł, że nadchodzi połączenie umysłowe. – Chris, obudziłeś się? – powiedział Danny przez ich połączenie.

– Tak, o co chodzi?

– Adina, szefowa kliniki jest tutaj – wyjaśnił Danny. ~– Chce porozmawiać z kimś, kto przyjdzie w przyszłym tygodniu na rozmowę o pracę. Wiesz, że szukają dodatkowej pomocy.~

– Czy chcesz z nią porozmawiać osobiście? Jeśli potrzebujesz trochę więcej odpoczynku, to ja się tym zajmę.

– Po tych wszystkich latach powinieneś mnie już znać. Wiesz, że chcę to wszystko zrobić sam – odpowiedział Chris z uśmiechem na twarzy. ~– Spotkajmy się w moim biurze. Już idę.~

Adina była kierownikiem kliniki, która znajdowała się kilkaset metrów dalej. Chris niedawno przeprowadził w niej remont, dzięki czemu była bardziej nowoczesna i mogła pomieścić więcej pacjentów w razie potrzeby.

Ale ponieważ klinika była teraz większa, potrzebowano też więcej personelu. Właśnie o tym Adina chciała z nim porozmawiać.

Kilka minut później spotkał się z Dannym i Adiną, którzy już czekali w jego biurze.

– Adina – powiedział Chris, ściskając jej dłoń. Wszedł za biurko i usiadł na swoim czarnym, skórzanym fotelu. – Dobrze cię widzieć. Jak się masz? Jak wszystko idzie w klinice? Czy dobrze się zadomowiłaś?

– Cóż, dobrze się tam czuję, dziękuję – odpowiedziała z lekkim uśmiechem, siadając po drugiej stronie biurka.

Danny pozostał na swoim miejscu, opierając się o ścianę.

– Jestem niezmiernie wdzięczny za to, co zrobiłaś z kliniką. Te zmiany były naprawdę konieczne. Myślę, że kiedy będziemy mieli dodatkową pomoc w klinice, wszystko będzie dobrze. Właściwie po to tu jestem.

– Miałeś już moją zgodę na zatrudnianie ludzi, więc do czego jestem ci potrzebny? – zapytał Chris, marszcząc brwi.

– Dziś rano zadzwoniła do mnie przyjaciółka mojego brata Joe. Ma na imię Ava i szuka pracy jako pielęgniarka, ale nie może jej znaleźć w mieście.

– Joe powiedział jej, że szukamy ludzi do pracy, więc zadzwoniła do mnie i okazało się, że jest odpowiednia. W przyszłą środę przyjedzie na wizytę, aby zobaczyć, na czym polega praca i czy rzeczywiście jest odpowiednią osobą na to stanowisko.

– Ale jest człowiekiem.

Chris w zamyśleniu pogłaskał zarost na podbródku. – Dobrze o tym wiedzieć. Z tego, co mi powiedziałeś, dziewczyna wydaje się obiecująca. Poinformuję straż graniczną, że w środę ktoś przekroczy nasze granice.

– Zaproponuj jej nocleg – dla ludzi podróżowanie po zachodzie słońca może być tutaj niebezpieczne. Może wyruszyć następnego dnia rano po śniadaniu.

– Tak zrobię – powiedziała Adina.

Chris zwrócił się do Danny'ego i zapytał: – Danny, czy możesz dopilnować, aby jeden z domków obok kliniki był gotowy do tego czasu?

Nie chcemy, żeby dowiedziała się o nas czegoś przed podpisaniem kontraktu, więc nie pozwolę jej zostać w rezydencji stada.

Danny wyprostował się i skinął głową. – Zajmę się tym.

Po tym, jak Adina i Danny opuścili biuro, Chris połączył się ze swoją ochroną, aby poinformować ich o gościu.

A ponieważ i tak był teraz w swoim biurze, skorzystał z okazji, aby przejrzeć kilka dokumentów i akt, które znalazły się na jego biurku podczas jego nieobecności.

Gdy odkładał ostatni dokument, zadzwonił dzwonek oznajmiający obiad. Wszedł do jadalni i przywitał się z członkami, którzy już tam byli. Wszyscy lekko pochylili głowy z szacunku.

Ktoś z tyłu położył mu rękę na prawym ramieniu i powiedział surowym głosem: – Christopherze Amosie Desmondzie Andersonie, dlaczego nie zostałem poinformowany o twoim przybyciu? Kiedy przyjechałeś?

Kiedy Chris odwrócił się, aby zobaczyć osobę, która do niego mówiła, było to jak spojrzenie w lustro. Jego brat Leo wyglądał jak młodsza wersja Chrisa; trochę mniej umięśniony, ale wyższy.

Chris miał dwóch młodszych braci. Nicholas, czyli Nick, miał dwadzieścia dwa lata i był betą sąsiedniego stada Mglistego Lasu, stada jego partnerki Alicii.

Leonard, czyli Leo, właśnie skończył osiemnaście lat i wciąż szukał swojego celu w życiu.

– Leonard – Chris przywitał go z uśmiechem. – Przyjechałem dziś po południu, ale nie zdążyłem cię poinformować. Prawie natychmiast musiałem iść do pracy. Wiesz, że nie mogą się tu beze mnie obejść.

Usiedli razem z Chrisem na czele stołu, Leo po jego lewej stronie i Dannym po prawej, w kolejności odpowiadającej ich randze.

Obok Danny'ego siedział gamma stada, Simon, ze swoją rodziną, a obok Leonarda – delta stada, Jason, ze swoją towarzyszką. Kolacja została podana przez pracowników kuchni i wszyscy z przyjemnością zjedli obfity posiłek.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea